COVID-19: Czy lekarstwo jest gorsze od choroby?

COVID-19 - Czy lekarstwo jest gorsze od choroby - dr John Lee

 

 Dr John Lee: Obecnie mamy do czynienia na całym świecie z sytuacją, gdzie praktycznie każdy zdaje się być silnie przekonanym, że wie wszystko, zwłaszcza na temat COVID-19, na temat infekcji wirusowych, rozprzestrzeniania się wirusów. Ale czy te opinie korespondują z faktami? Czy może są kombinacją elementów prawdy i mitu? Jak jest naprawdę? Wirus stał się głośny, coś na zasadzie paniki przed Rosją.

–“Mówicie, że chcemy zabić 200 tysięcy osób w Wielkiej Brytanii?”

Lockdown nigdy nie był brany pod uwagę jako narzędzie polityki zdrowotnej zanim nie użyto tego środka w ramach odpowiedzi na obecną epidemię, ponieważ tak naprawdę jest to metoda na uniknięcie odpowiedzialności.

Jeśli powiesz, że coś zrobiłeś, pokażesz, że podjąłeś jakieś kroki w celu zapobieżenia czemuś, to wtedy możesz się wytłumaczyć twierdząc, że zrobiłeś wszystko, co tylko mogłeś. Wiele z tych środków nie ma jakiegokolwiek uzasadnienia z punktu widzenia patologii czy medycyny, moim zdaniem.

Powiem może inaczej: jeśli pragniesz przeprowadzić eksperyment na całej populacji, to powinieneś się upewnić, że metoda leczenia, środki, które zamierzasz zastosować, będą mniej szkodliwe, niż choroba, którą mają zwalczyć.

Jak rozumieć – i raportować – dane liczbowe dotyczące „zgonów Covid-19” – dr John Lee

 

 

COVID-19: Czy lekarstwo jest gorsze od choroby?

 

Nazywam się dr John Lee, skończyłem medycynę na University College London, a później zdobyłem wykształcenie w dziedzinie patologii, czyli nauki zajmującej się chorobami. Wielu osobom patologia kojarzy się z martwymi ciałami i autopsjami, ale patologia jako dziedzina medycyny przede wszystkim zajmuje się organizmami żywymi.

Przed tą pandemią wydawało mi się, że żyjemy w demokracji liberalnej oraz w epoce nauki, gdzie dyskusje na racjonalne argumenty były podstawą wszelkich działań i polityk inicjowanych przez rząd, ale ostatni rok skutecznie zachwiał moją naiwną wiarą.

Nie tylko nagle pozbawiono nas większości niezbywalnych praw i wolności, ale racjonalna dyskusja bazująca na faktach i liczbach przestała mieć najwyraźniej znaczenie.

Jestem już na emeryturze, nic mnie nie krępuje i mogę wyrazić swobodnie swoje zdanie. Jednym z powodów, dla których zacząłem pisać na temat COVID-19 wraz z początkiem lockdownów to chęć zapobieżenia dalszym szkodom. Jako lekarza obowiązuje mnie naczelna zasada w medycynie, zasada Hipokratesa, której sformułowanie datuje się na około 400 rok p.n.e, która mówi, że po pierwsze nie należy szkodzić. Musisz mieć pewność, że podjęta przez ciebie interwencja poprawi stan pacjenta w relacji do braku jakiegokolwiek działania.

To nie jest jakaś staroświecka zasada, ale jest to absolutnie fundamentalna zasada bycia lekarzem. Zasada ta stała się pierwszą ofiarą środków podjętych w ramach walki z COVID-19, ponieważ nasz rząd postanowił przepisać lekarstwo dla całej populacji bez uprzedniego przeprowadzenie rzetelnej analizy zysków i ryzyk. Wiele osób ma taki, a nie inny pogląd na tę pandemię, wynikający z początkowej prezentacji tej sytuacji w postaci narracji o charakterze paniki. Władze spanikowały, wielu ekspertów spanikowało na myśl o tym, że mamy do czynienia z zabójczym wirusem, który przybył z Chin. Nie zrewidowano tego później. Władze same zapędziły się w kozi róg poprzez swoje działania w odpowiedzi na COVID-19 i tak naprawdę byli zmuszeni do trzymania się narracji, którą sami stworzyli.

 

1. Choroba

 

Wiesz, że masz do czynienia z potworną epidemią, gdy w zasadzie, zaczynają ci umierać ludzie na ulicach. Gdy umierają osoby starsze i schorowane, umierają osoby młode, zdrowe i krzepkie, gdy umierają dzieci, których układ odpornościowy jest najsilniejszy na tym właśnie etapie życia. COVID-19 się nie zalicza do tego typu chorób. Ludzie sądzili, że jest to epidemia wysoce zakaźnego wirusa i choroba ta zbierze duże żniwo wśród ludzi.

Początkowe dane z Wuhan wskazywały, że śmiertelność wynosi jakieś 3,5 proc. Oznacza to, że na 100 osób chorych na tę chorobę 3,5 osób umiera, czy inaczej – umiera 7 osób na 200. Okazało się, że ta wartość była mocno przeszacowana. Wynikało to z charakteru próby, która obciążona był błędem nielosowości.

Na początku epidemii większość przypadków to przypadki najpoważniejsze, ponieważ to właśnie osoby najciężej chore zgłaszają się do szpitala, są przyjmowane na intensywną terapię, ale oczywiście takie przypadki lokują się w ogonie rozkładu stopnia ciężkości choroby. Normalnie wraz z rozwojem epidemii, gdy coraz to więcej osób zaczyna chorować, choroba okazuje się nie tak groźna, jak się na początku wydawało, a wskaźnik śmiertelności naturalnie spada. Z tym dokładnie mieliśmy do czynienia w przypadku COVID-19.

Pozostałe choroby poza COVID-19, jeśli wyliczyć średnią, powodują, że w naszym kraju mamy taką, a nie inną średnią przewidywaną długość życia, która obecnie wynosi 81 lat. Średnia wieku dla ofiar COVID-19 wynosi 82 lata, czyli dobry rok więcej, niż średnia ogólna. Oznacza to, że COVID-19 głównie zbiera żniwo wśród osób starszych, które są bardziej podatne ze względu na wiek oraz osób cierpiących z powodu chorób współistniejących, takich czy innych, które same w sobie są przyczyną krótszego życia takich osób.

We Włoszech 99% osób, które zmarły na koronawirusa, miało inną chorobę – Tommaso Ebhardt, Chiara Remondini i Marco Bertacche

W tym kontekście COVID-19 nie jest chorobą specjalnie różną od wielu innych chorób. Starsi ludzie są naturalnie podatni na różne przypadłości natury zdrowotnej: choroby, urazy, infekcje, nowotwór, choroby serca, płuc, itd. Wraz z wiekiem nasze organizmy stają się słabsze i stajemy się podatni na wszelkie choroby. Wirus wywołujący COVID-19 to wirus endemiczny, to znaczy taki, który krąży w populacji ludzkiej, a nasz ludzki system odpornościowy potrafi sobie radzić z tego typu wirusami.

Przeciwciała wiążące wirusa to jest element wczesnego, ostrego etapu odpowiedzi immunologicznej organizmu. Przeciwciała pojawią się i zanikają. Długotrwała odpowiedź immunologiczna bazuje na limfocytach T, są to żywe komórki, których zadaniem jest identyfikacja komórek zainfekowanych wirusem i zniszczenie ich w celu zahamowania replikacji wirusa w naszym organizmie.

Covid-19: Jak dużo osób posiada istniejącą wcześniej odporność? – dr Peter Doshi

Testy na obecność limfocytów T są znacznie trudniejsze do przeprowadzenia, niż testy na przeciwciała. Test na przeciwciała można wykonać przy użyciu specjalnych płytek z odczynnikami, a test na limfocyty T wymaga użycia żywych komórek i stąd są one trudniejsze do przeprowadzenia. Kiedy w zeszłym roku, w maju, czerwcu takie testy przeprowadzono okazało się, że 40-60 proc. populacji posiada już limfocyty T zwalczające komórki zainfekowane przez tego koronawirusa. Oznacza to, że nasze organizmy mają już wysoką reaktywność krzyżową na koronawirusa.

Często w trakcie pandemii mówiono nam, że powodem, dla którego musimy postępować tak, a nie inaczej, jest troska o system ochrony zdrowia, który jest na krawędzi załamania. Niestety, gdy przyjrzeć się dokładnie znaczeniu tego przekazu, to okazuje się, że kryje się za tym coś bardziej podstępnego, niż czyste fakty. Rząd od początku pandemii stosuje strach jako narzędzie wymuszenia większego posłuszeństwa i egzekucji wprowadzonych środków, co bez tego bodźca nie miałoby miejsca.

Jeśli się głębiej zastanowić, nasz system ochrony zdrowia, jak wiele innych na całym świecie, odnotowuje wzmożone zapotrzebowanie na usługi zimą, kiedy mamy sezon chorobowy. Tak więc określenie “załamanie” to po prostu inna nazwa na “wzmożone zapotrzebowanie”. Zauważmy, że system ani razu się nie zawalił. Jeśli doszłoby do takiego załamania, to automatycznie zniknąłby argument wymuszający nasze posłuszeństwo, ponieważ i tak byłoby już za późno.

Jeśli jednak służba zdrowia radziłaby sobie całkiem dobrze, to ludzie wykazywaliby większą skłonność do naginania reguł. Jeśli jednak system znajduje się na granicy załamania, wtedy ludzie są skłonniejsi do posłuszeństwa, ponieważ wierzą, że dodatkowy wysiłek pomoże wyjść z kryzysu. To bardzo ciekawe, że zawsze mówiono nam, że system ochrony zdrowia jest na skraju załamania, nagłówki nic nie mówiły o pacjentach, którzy mają się dobrze, czy osobach, które poradziły sobie bez problemu z chorobą.

2. Diagnoza

 

Kiedy nie dostrzegasz zagrożenia, nie możesz mieć pewności co do jego lokalizacji i stopnia zagrożenia i tym samym nigdy nie możesz mieć pewności, że już przeminęło. Wirus jest takim niewidzialnym zagrożeniem. Jedną z cech wyróżniających COVID-19 jest to, że nie jest to klinicznie diagnozowalna jednostka chorobowa, ponieważ dzieli symptomy z wieloma innymi chorobami układu oddechowego, do których istnienia jesteśmy bardziej przyzwyczajeni.

Zatem jedyną drogą do zdiagnozowania COVID-19 jest dedykowany test, a zatem jesteśmy na łasce dokładności takowego testu by w ogóle móc zidentyfikować obecność patogenu, ponieważ jest niedostrzegalny gołym okiem.

Nawet połowa testów na koronowirusa może być fałszywie pozytywna [Chiny]
Dr Anthony Fauci o testach PCR: Po 35 cyklach odcięcia nie wyhodujesz wirusa
PCR-yzm czyli współczesny łysenkizm – prof. dr hab. Roman Zieliński

Jest to takie niewidzialne zagrożenie, na które reagować musimy w sposób mniej konwencjonalny. Planowanie na wypadek pandemii odeszło w niebyt na rzecz lockdownów, które to zostały uznane za nieadekwatne środki zaradcze w przypadku sytuacji wystąpienia pandemii. Głównym powodem, dla którego wybrano to ostatnie podejście było przekonanie, że w społeczeństwie istnieje grupa osób będących nosicielami asymptomatycznymi, czyli osobami bez objawów choroby – kto wie, może ja jestem taką osobą – a które w jakiś sposób stanowią rezerwuar choroby, a zatem są w stanie przenosić chorobę na inne osoby, osoby bardziej podatne.

„Naukowy” bubel uzasadniający bezobjawowe rozprzestrzeniania się wirusa.

To jest jedyne uzasadnienie zamykania całego społeczeństwa. Tymczasem dowody na rzekome nosicielstwo bezobjawowe są bardzo słabe. Istnieją jedynie 3 przypadki, w których wynik pozytywny testu na koronawirusa pozwoli uznać daną osobę za nosiciela bezobjawowego.

W pierwszym przypadku rzeczywiście inkubujesz chorobę. Możesz nie wykazywać symptomów teraz, ale za 2 dni objawy choroby zaczną się silnie manifestować. Obecnie jest to niewielki odsetek osób, dzięki programowi szczepień.

Druga możliwość otrzymania dodatniego wyniku bez przejawiania symptomów choroby to otrzymanie wyniku fałszywie dodatniego. Test nigdy nie jest doskonały i tym razem zawiódł, dając wynik pozytywny przy braku obecności wirusa, sugerując tym samym, że jesteś chory, choć rzeczywiście nic takiego nie ma miejsca. W przypadku testowania całych populacji wyniki pozytywnie dodatnie nie są aż taką rzadkością.

Natomiast trzecia okoliczność, kiedy otrzymać możesz wynik pozytywny nie będąc osobą chorą, jest to co nazywamy odpornością na chorobę. Jeśli wydaje się to nieco dziwne, pozwólcie, że wyjaśnię.

Gdy wirus dostaje się do naszego ciała, organizm na żaden sposób nie może wiedzieć o obecności wirusa, zanim ten nie zainfekuje 2 czy 3 komórek i zacznie się replikować. Gdy tylko wirus zainicjuje ten proces, organizm otrzyma informacje o obecności wirusa i następuje reakcja układu odpornościowego, który niezwłocznie przystępuje do zwalczania wirusa. W tym momencie, jeszcze przed reakcją układu odpornościowego na obecność wirusa, jeśli w tym przedziale czasu wykonasz test PCR na wirusa, wirus może zostać wykryty.

Dzieje się tak, ponieważ test PCR (bazujący na łańcuchowej reakcji polimerazy) polega na powielaniu materiału DNA. Przed właściwym testem wielokrotnie powiela się materiał genetyczny z próbki, nawet do wielkość rzędu 2 do potęgi 25 lub 30 wyjściowej ilości materiału, to jest naprawdę wysoki współczynnik amplifikacji.

Innymi słowy, jeśli mamy do czynienia ze śladową ilością wirusa w kilku zaledwie komórkach, test metodą PCR tego wirusa wykryje. W epoce przed koronawirusem powiedzielibyśmy, że taka osoba jest odporna na chorobę, ponieważ po pierwsze nie wiedzielibyśmy, że taka osoba jest chora z powodu braku objawów, a jedyną metodą stwierdzenia obecności wirusa w organizmie takiej osoby jest zastosowanie wspomnianej metody amplifikacji.

W epoce covidowej natomiast takie osoby z wynikiem pozytywnym zostały zrównane z przypadkami zachorowania. Z przypadkiem zachorowania mamy normalnie do czynienia wtedy, gdy obserwuje się objawy choroby, a nie w przypadku osoby kompletnie zdrowej. Poprzez zatarcie różnicy pomiędzy pozytywnym wynikiem testu, a potwierdzonym przypadkiem zachorowania spowodowaliśmy, że mamy sporą grupę osób, które są odporne na chorobę, ale są klasyfikowane jako osoby chore. To jest olbrzymie nieporozumienie.

Oczywiście liczba tych osób jest tym większa, im więcej przeprowadzono szczepień. Tak więc duża część wyników dodatnich oraz potwierdzonych przypadków “zachorowań”, których coraz więcej wykrywamy, to w rzeczywistości nie są przypadki rzeczywistych zachorowań, lecz są dowodem na sukces zarówno naszego układu odpornościowego, obecność wirusa w populacji oraz programu szczepień.

 

3. Badanie

 

Kiedy w ankiecie zapytano obywateli naszego kraju o liczbę zgonów z powodu COVID-19, średnia wartość podawana przez respondentów wyniosła 10 proc. Ludzie byli przekonani, że 1 na 10 osób zmarła z powodu COVID-19. Jeśli byłaby to prawda, 6.5 mln osób musiałoby umrzeć.

Łatwo zauważyć, jak dalece odmienna jest ludzka percepcja odsetka zgonów względem oficjalnych statystyki zgonów, która wynosi 126 tys. Tę wartość należy potraktować z przymrużeniem oka, a dlaczego, to wytłumaczę za chwile. Inną często podawaną statystyką jest liczba zgonów nadmiarowych. Dla minionego roku wartość ta wynosi 80 tys. nadmiarowych zgonów w roku 2020 w odniesieniu do średniej z ostatnich 5 lat. Przyglądając się tym statystyką należy mieć na uwadze kontekst wspomnianej wartości 80 tysięcy. Normalnie w Wielkiej Brytanii rocznie umiera około 550 tysięcy osób.

80 tysięcy to mniej niż 1/6 normalnej liczby rocznych zgonów. Dalej należy zaznaczyć, że 5-letnia średnia liczba zgonów dla Wlk. Brytanii jest zazwyczaj niższa, niż np. średnia dla okresu 10 czy 15 lat.

Tak więc mieliśmy do czynienia z niską wartością bazową, co powoduje spłaszczenie krzywej umieralności w Wlk. Brytanii z powodu COVID-19. Można na to spojrzeć tak, że mieliśmy wiele osób starszych i słabszych, które nie zmarły w ciągu ostatnich 5 lat w oczekiwaniu na następną chorobę, która weźmie je z tego świata, że tak powiem.

Może to brzmi nieco bezdusznie, ale jest to część ludzkiej kondycji. Długość naszego życia jest ograniczona, każdy z nas na coś umrze. Jeśli jesteś osobą w wieku 86-87 lat, to może świetnie sobie radzisz, ale jeśli przyjdzie wirus, to niestety staniesz się osobą szczególnie podatną.

Ostatnią rzeczą, którą należy wspomnieć odnośnie nadmiarowych zgonów, jest milczące założenie, że są to wyłącznie zgony z powodu COVID-19.

BBC News o pompowaniu kowidowych statystyk w WIelkiej Brytanii
Bliższe spojrzenie na zgony z powodu COVID-19 w USA [Johns Hopkins]

Lecz jeśli zacząć dogłębnie analizować dane to okazuje się, że duża część tych zgonów to efekt wprowadzenia lockdownów, czyli słaby dostęp do placówek medycznych w trakcie zamknięcia oraz szereg innych skutków. Moim zdaniem jedną ze słabości debaty publicznej jest to, że daje się ludziom gotowe rozwiązania jak mają myśleć odnośnie o bieżących wydarzeniach. Sądzę, że patrząc na te statystyki musimy zwrócić uwagę na 3 kwestie, które można podzielić na 3 główne bloki tematyczne.

Po pierwsze, nie da się zrozumieć tych statystyk, czy to odnośnie zakaźności, liczby nowych przypadków czy zgonów, bez uwzględnienia kontekstu. Jeśli podaje się, że w danym dniu zmarło 10 czy 500 osób z powodu COVID-19, nominalnie te liczby nic nam nie mówią, jeśli nie uwzględni się, że te 10 czy 500 osób to część wszystkich 1,5 tysiąca osób, które umierają każdego dnia czy 550 tysięcy, które umierają każdego roku w Wlk. Brytanii.

Druga rzecz to precyzyjne określenie, co jest skutkiem, a co przyczyną. W przypadku wielu tego typu materiałów przyjmuje się implicite założenie, materiałów, które pojawiają się szeroko w mediach, że kiedy aktywnie podejmuje się działania mające na celu systemowe walczenie z chorobą, to muszą pojawić się efekty. Lockdown to jest przyczyna, a efektem ma być wyeliminowanie choroby. Jeśli jednak spojrzeć na krzywe transmisji wirusa z całego świata, często krzywe te spadały jeszcze przed wprowadzeniem lockdownów.

Trzecim problemem, który należy wziąć pod uwagę analizując tego typu statystyki, to kwestia rachunku zysków i strat. Kosztami lockdownów są ogromne straty ekonomiczne, dotkliwe konsekwencje dla ludzkiego zdrowia, przejawiające się na wiele różnych sposobów.

Korzyści natomiast, jeśli rzeczywiście takowe by istniały, to ewentualne zahamowanie choroby i ocalenie tysięcy żyć ludzkich przez śmiercią spowodowaną COVID-19. Takiej analizy nigdy nie przeprowadzono przed wprowadzeniem lockdownów i nadal, o ile wiem, żaden z rządów takiej rygorystycznej analizy nie dokonał. Jeśli jednak spojrzeć na liczby i pokusić się o przeprowadzenie takiej analizy zysków i strat okazuje się, że lockdowny nie tylko nie okazały się nieskuteczne w zatrzymaniu rozprzestrzenia się choroby, ale ich negatywne konsekwencje dla zdrowia obywateli, które dotykają ich bezpośrednio, najprawdopodobniej przeważają nad nad szkodami spowodowanymi przez COVID-19.

Geneza idei zamykania kraju [Lockdown] sięga 2006 roku – Jeffrey A. Tucker [American Institute for Economic Research]
Eksperci krytycznie o lockdownach – to porażka jeśli chodzi o ochronę osób najbardziej narażonych
Lockdown jest ponad 10 razy bardziej śmiertelny niż sama pandemia
Wnioski z zamknięcia kraju. Dlaczego umiera znacznie mniej dzieci? [USA, lockdown]
Prof. David Nabarro: Lockdown sprawia że osoby ubogie stają się jeszcze uboższe.

Dobrym przykładem tzw. “faktu”, z którym zapewne każdy zdążył się zapoznać przez ten ostatni rok, ale warto go zdekonstruować, jest sumaryczna liczba zgonów. Obecnie wartość ta wynosi ok. 127 tysięcy w Wielkiej Brytanii, lecz należy potraktować ze szczyptą sceptycyzmu i to z szeregu powodów. Pozwólcie, że rozłożę to na części pierwsze. Na początek, przede wszystkim ta liczba 127 tysięcy to tak naprawdę suma 2 osobnych szczytów.

Sezonowe wahania częstości występowania infekcji górnych dróg oddechowych z powodu wybranych patogenów

 

Normalnie w trakcie sezonu zimowego obserwuje się skok zachorowań na choroby układu oddechowego, to jest normalna sytuacja odnośnie tego typu chorób. Skok zachorowań na koronawirusa miał miejsce nieco później w poprzednim roku, bo w marcu-kwietniu, a drugi już w tym roku.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by zsumowano ze sobą dwa szczyty, ponieważ osobno odnotowuje się skok dla danego sezonu zimowego, osobno dla kolejnego, itd. Jednak w przypadku COVID-19 zsumowano szczyty, dla poprzedniego i bieżącego roku. Jedynym uzasadnieniem takiego postępowania, które przychodzi mi na myśl, jest to, że otrzymuje się dużą liczbę, bardziej atrakcyjną medialnie, a z punktu widzenia rządu pozwala to przedstawić wirusa jak coś bardziej niebezpiecznego i tym samym wymusić uległość obywateli.

Jeśli wykonamy podobny zabieg w przypadku grypy dla poprzednich lat, otrzymalibyśmy liczby rzędu kilku milionów. Nigdy wcześniej takiego czegoś nie zrobiono, a aby rzetelnie ocenić znaczenie COVID-19 w porównaniu z innymi chorobami układu oddechowego, powinnyśmy odnieść się do konkretnych szczytów w sezonie zimowym, a nie posługując się sumą wszystkich zgonów.

Jednym z ukrytych aspektów tej epidemii oraz zarządzania nią, moim zdaniem, oraz głównym motorem tych działań jest zasada ostrożności. Nie jest to powszechnie zrozumiana idea przez obywateli, przynajmniej nie w tym kraju, ale zasada ta stała się centralnym elementem w politycznym zarządzaniu chorobami i innymi panikami.

Zasada ostrożności mówi tyle, że jeśli istnieje potencjalne zagrożenie dla ludzkiego zdrowia, nie należy czekać, aż spłyną wszystkie dane i dowody naukowe, wskazujące na konkretne zagrożenie dla zdrowia, zanim wprowadzi się środki i działania mające na celu zapobieganie temu zagrożeniu.

Oczywiście jeśli nie mamy dowodów naukowych, że zagrożenie istnieje i ma konkretne źródła i przebieg, to zasada ta staje się niebezpieczna i szkodliwa, ponieważ zachęca ona polityków i ekspertów od zdrowia to podejmowania inwazyjnych działań na szeroką skalę na podstawie czegoś, co niekoniecznie musi się ziścić, bez poprawnego oszacowania skutków tych właśnie działań.

W minionym roku mogliśmy zaobserwować rezultaty stosowania tej właśnie zasady na szeroko zakrojoną skalę. Jedną z przyczyn, dlaczego zasada ta przyczyniła się do przesadnej reakcji na COVID-19 jest to, że zasadza się ona na tworzeniu planów na najgorszą okoliczność.

Kiedy zespół SAGE, czyli Grupa Doradców Naukowych ds. Sytuacji Krytycznych proszona jest przez rząd o udzielenie odpowiedzi na ich konkretne pytania, proszeni są o przedstawienie najgorszego z możliwych scenariuszy. Oczywiście, planowanie w oparciu o skrajne scenariusze to nie jest sposób, w jaki postępujemy w naszym życiu codziennym.

Jeśli by tak było, to nigdy nie wsiedlibyśmy do samochodu, nie podróżowalibyśmy samolotami, nie spożywalibyśmy pokarmów, w ogóle nie wstawalibyśmy z łóżka. To nie tak, że w ogóle nie powinnyśmy uwzględniać najgorszych możliwych scenariuszy, ale to są tylko jedne z wielu scenariuszy, które powinnyśmy uwzględnić projektując nasze działania.

Dobrym przykładem na brak neutralności jeśli chodzi od powzięte środki jest sytuacja z domami opieki u początku epidemii. Rząd zdecydował, by opróżnić szpitale NHS w ramach przygotowań w oczekiwaniu na gwałtowny wzrost bardzo chorych pacjentów, którzy będą się masowo zgłaszać do szpitali. Przeniesiono zatem osoby starsze ze szpitali do domów opieki i tym samym stworzyli kolejne ognisko epidemii koronawirusa w domach opieki, czyli wśród tej grupy obywateli, których zadeklarowano się chronić.

Media o koronawirusie vs. rzeczywistość – USA, marzec 2020
Wielka Brytania: Dodatkowe 10.000 zgonów ludzi z demencją w Anglii i Walii w kwietniu
Pielęgniarka z epicentrum. Rozmowa z Erin Marie Olszewski.
Nicole Sirotek – Pielęgniarka z OIOMu mówi, jak jest naprawdę [Nowy Jork]
Sprawdzamy szpital w Gloucester – Debbie Hicks [28 grudzień 2020]

Osoby takie miały ograniczone możliwości kontaktowania się z bliskimi, a zatem utracili swoich największych sojuszników w trosce o najpotrzebniejszą formę opieki, a jeśli odbierze się osobom starszym wsparcie, to umierają. Są to osoby, które płaciły w tym kraju podatki przez całe swoje życie, by wspomagać i mieć dostęp do usług NHS, kiedy takiej opieki potrzebowali. Okresem w życiu człowieka, kiedy potrzebuje on największej opieki zdrowotnej jest starość, kiedy człowiek jest słabszy i cierpi na różne schorzenia, a mimo to osoby te zostały wręcz pozbawione dostępu do usług służby zdrowia za wyjątkiem sytuacji konieczności.

Poskutkowało to tym, że wzrosła liczba przypadków zgonów w domach, co przecież nijak można zaklasyfikować jako neutralny skutek tej polityki. Fakt, że ludzie zaczęli umierać w domach wynikał bezpośrednio z braku dostępu do opieki zdrowotnej. Nie z powodu ostrych przypadłości, jak atak serca, ale z braku dostępu do leczenia nowotworów. Przez ponad 12 lat byłem członkiem zespołu NHS zajmującego się leczeniem nowotworów i jedną z rzeczy, nad której rozwojem spędziliśmy mnóstwo czasu, był program sprawniejszej ścieżki dostępu do leczenia nowotworów, ponieważ takie podejście zapewnia pacjentom skuteczniejsze leczenie nowotworów.

Tak na marginesie, w mojej rodzinie miałem przykład takiego negatywnego skutku tej polityki. U mojego ojca pojawiła się krew w moczu już na początki lockdownu i zamiast otrzymać stosowną opiekę w terminie od 2 do 6 tygodni, musiał czekać aż 4 miesiące. Ten anegdotyczny wprawdzie przykład stał się częścią doświadczenia tysięcy pacjentów w całym kraju.

Czy „zgony z powodu rozpaczy” przewyższą zgony z powodu koronawirusa? – dr Toby Rogers
Badania MRI wskazują, że ilość czasu przed ekranem związana jest z niższym rozwojem mózgu u przedszkolaków – Sandee LaMotte, CNN

Jedną z najbardziej dla mnie szokujących kwestii odnośnie sposobu, w jaki zareagowano na epidemię, jest sposób potraktowania dzieci. Jako społeczeństwo w normalnych warunkach głęboko troszczymy się o dzieci, ich bezpieczeństwo, stawiamy duży nacisk na ich dobrostan, a wręcz dbamy o tę grupę nawet bardziej, niż inne grupy społeczne.

Pomimo tego, podczas epidemii COVID-19 dzieciom kazano zmienić tryb życia na taki, który jest dla nich nienormalny, z powodu choroby, która praktycznie ich nie dotyka. Niewielka liczba dzieci, z powodu poważnych problemów zdrowotnych, zmarła na COVID-19. Ale jeśli spojrzeć na liczby, ryzyko w grupie dziecięcej jest zaniedbywalne. Ale znów, ich życia zostały kompletnie zdezorganizowane przez COVID-19.

Interakcje społeczne, interakcje z rówieśnikami, normalne interakcje ze światem, zostały mocno ograniczone z powodu czegoś, co w ogóle ich nie dotyczy. Szczerze sądzę, że to był potworny bałagan i uważam za rzecz bardzo smutną, że nasza służba zdrowia, która działa od lat, instytucja, z której mogliśmy być dumni, została sprowadzona do poziomu niezbyt dobrze funkcjonującej instytucji w czasie pandemii. Czy przedsięwzięte środki kontrolne w celu walki z wirusem okazały się skuteczne? To jest oczywiście kluczowe pytanie.

Roczna norma prób samobójczych w cztery tygodnie: Niezamierzone konsekwencje lockdownu z powodu COVID-19
Plusy i minusy środków zaradczych przeciw pandemii grypy – dr Thomas Inglesby, prof. Jennifer Nuzzo, prof. Tara O’Toole i prof. Donald Henderson [listopad 2006]

Trzy główne wprowadzone środki to powszechne lockdowny, maseczki oraz “dystansowanie społeczne”. Czy to mogło zadziałać? Różne organa podawały różne zalecenia, w niektórych krajach odległość wynosiła 1 m, w innych 2 metry. W bardzo wczesnym etapie epidemii zaproponowano narrację, która miała wytłumaczyć, w jaki sposób ten środek miałby być skuteczny. Kropelki wydychane przez nas wraz z powietrzem, które mają określone rozmiary, uzasadniano, że jeśli znajdujesz się dalej niż 2 m od najbliższej osoby, to kropelki te na tej odległości zdążą już opaść na ziemię, a zatem nie będą w stanie przedostać się do organizmu i tym samym nie złapiesz wirusa. Ta historia jest niemalże kompletnie zmyślona. Owszem, wydzielamy z jamy ustnej takie kropelki podczas rozmowy, oddechu, śpiewu, itd., jednakże kropelki te są na tyle małe, że szybko wyparowują i to co pozostaje to te jeszcze drobniejsze, niż kropelki [które może pokonać grawitacja].

2 metry czy 20 metrów, dystans nie ma większego znaczenia dla Covid-19 – prof. Martin Bazant i prof. John Bush z MIT
Dr Denis Rancourt: Śmiertelność ze wszystkich przyczyn podczas COVID-19: Żadnej zarazy, prawdopodobna oznaka  masowego morderstwa z powodu reakcji rządu [2 czerwca 2020]

Prawdziwym mankamentem tej narracji jest to, że brak tu wyobraźni, jak małą cząsteczką tak naprawdę jest taki wirus. Jeśli masz zwykły katar czy przeziębienie, to podczas pojedynczego wydechu wydzielasz nawet około 10 milionów cząsteczek wirusa. To jest ogromna ilość.

Cząsteczki te są zatem naprawdę bardzo, bardzo drobne, są wielkości rzędu milionowej części milimetra, czyli są to wielkości mierzone w nanometrach. Cząsteczki te przedostają się do powietrza i cyrkulują wraz z nim. Jeśli idziesz z inną osobą w supermarkecie w odległości 2 m, to naprawdę sądzisz, że osoba mająca taką maseczkę, wdychająca i wydychająca powietrze przez szczeliny tej maseczki, że nie będziesz narażony na wdychanie olbrzymiej ilości tych samych cząsteczek i molekuł rozpylonych w powietrzu, co ta osoba przed tobą?

JEDEN WIELKI POWÓD, DLA KTÓREGO MASKI NIE MOGĄ POMAGAĆ

 

Jeśli przyjrzeć się dowodom naukowym, to nie ma jakichkolwiek przesłanek, żadnych rzetelnych danych odnośnie tego, że “dystansowanie społeczne” w ogóle jest skuteczne. To się tyczy także maseczek i lockdownów.

Maseczki nie działają: Przegląd literatury naukowej w kontekście zasadności polityki społecznej wobec COVID-19 – dr Denis Rancourt
Dlaczego maski na twarz nie działają: przegląd dr Johna Hardie dla dentystów [18 października 2016]

Słyszeliśmy stwierdzenia, jakoby maseczka nie miała na celu chronić osobę ją noszącą, lecz by chronić inne osoby przed kontaktem z wydzielanymi przez nas kropelkami. Ale znów, mechanizm jest ten sam – kropelki wyparowują, wdychasz i wydychasz różne cząsteczki, wirus przedostaje się do powietrza i owszem, jeśli jesteś wysoce zakaźną osobą, to maseczka ta może w ograniczony sposób opóźnić wydostawanie się wirusa. Co więcej, jedyne znane mi badanie naukowe odnośnie skuteczności zostało przeprowadzone w Danii i wykazało, że nie ma to żadnego istotnego wpływu na transmisję.

Wydychany aerozol i maski na twarz-fb

 

Podobnie wygląda kwestia lockdownów. Nie mamy żadnych faktycznych dowodów, że lockdowny mają wpływ na transmisję wirusa. Na wykresie punktowym, gdzie na osi Y mamy skalę rygoru lockdownu, a na osi X intensywność rozprzestrzenia się wirusa, nie widzimy jakiejkolwiek korelacji pomiędzy stopniem rygorystyczności lockdownów a rozprzestrzenianiem się wirusa. Niestety w przypadku sytuacji z COVID-19, gdzie dużą cześć środków finansowych wyrzuca się na badania mające na celu lepsze poznanie tej choroby, lecz niestety badania skutkujące negatywnymi wnioskami czy brakiem rezultatów są mało atrakcyjne.

Ludzie pragną działać w kierunkach, gdzie spodziewane są jakieś efekty. Jednym z problemów poprawnej oceny liczb i danych jest jakość danych naukowych, na których argumenty te bazują.  Niestety już na początku epidemii pod pretekstem konieczności szybkiego działania zawieszono proces recenzowania publikacji. Recenzowanie naukowe artykułów polega na tym, że inni naukowcy analizują i oceniają daną pracę, co w świecie naukowym jest gwarancją jakości danej pracy naukowej. Jeśli zatem zawiesi się czasowo proces naukowej recenzji, to poskutkuje to tym, że będziemy mieli wysyp publikacji, których jakość jest nieznana czy niezweryfikowana.

Boris Johnson: Pani doktor, proszę nam powiedzieć o zaletach noszenia maseczek, słyszy się ostatnio dużo na ten temat. Czy to ma jakiś sens?

– Jeśli lekarz czy inna osoba uprawniona nie zaleciła danej osobie, by nosiła taką maseczkę, to noszenie jej to raczej zły pomysł. Ludzie często zostawiają je w różnych miejscach, maseczki zostają skażone, po czym maseczka taka ma kontakt z jakąś powierzchnią. Tak więc nie jest to najlepszy pomysł i wcale nie pomaga.

Dr John Lee:  Fragment ten jest interesujący, ponieważ pokazuje szczerość podejścia premiera zanim jeszcze obowiązująca narracja polityczna została wprowadzona. Wtedy jeszcze była możliwa dyskusja nad różnymi rozwiązaniami, nad rozmaitymi sposobami podejścia do problemu, a która to otwartość z czasem zniknęła z debaty publicznej.

Uważam, że wiele rzeczy, które zostały poruszone były dosyć rozsądne i stanowiłyby słuszne rozwiązania w tej sytuacji, ale staliśmy się zakładnikami innej narracji. Najgorszą rzeczą było to, że nie byliśmy w stanie poprawnie przedyskutować wszystkich alternatyw zanim narracja rządowa w pełni rozwinęła swoje skrzydła, ale wcale nie pomogła opanować tej epidemii.

Podczas całej mojej kariery lekarskiej, konsultantem byłem przez 21 lat, a w służbie zdrowia pracowałem w sumie ponad 30 lat, lekarze wielu specjalizacji, w tym także mojej, słyszeliśmy ciągle, że nie ma środków w służbie zdrowia na to czy na tamto, ale w ostatnim roku ku memu zaskoczeniu okazało się nagle, że dostępne są niemalże nieskończone środki na rzeczy, które są kompletnie niedorzeczne.

Nagle znalazło się ponad 12 miliardów funtów na system testowania i śledzenia, który co do zasady nigdy nie będzie skuteczny w kontrolowaniu czy wpływaniu na zachowanie wirusa. A teraz mówi się, że znajdą się kolejne setki miliardów funtów na program podwójnego testowania całej populacji, co tydzień, kiedy już nie ma takiej konieczności, ponieważ już się zaszczepiliśmy.

To jest absolutnie frustrujące. Całą swoją karierę zawodową spędziłem w służbie zdrowia, po czym dowiaduję się, że rzeczy, o które się domagałem były niemożliwe do zrealizowania, teraz są możliwe do zrealizowania, tyle że są to zupełnie inne rzeczy. Program testowania i śledzenia na papierze wydaje się prostą drogą do kontrolowania epidemii. Idea jest taka, że testujemy ludzi w kierunku tej choroby i jeśli wynik jest pozytywny, to wychwytuje się osoby, które miały z danym osobnikiem kontakt po czym izoluje się te osoby, co w domyśle ma ograniczyć transmisję choroby na inne osoby.

Takie rozwiązanie sprawdza się, owszem, w przypadku niektórych chorób. Rozwiązanie świetnie sprawdziło się w przypadku ospy prawdziwej, ponieważ choroba ta jest diagnozowana klinicznie i bardzo łatwo ograniczyć jej rozprzestrzenianie się, ponieważ jeśli osoby nie mają kontaktu poprzez dotyk, to choroba nie przenosi się.

Podobnie ebola, która przenosi się poprzez wydzieliny osoby zakażonej, jeśli osoby nie mają ze sobą bezpośredniego kontaktu, to choroba nie ma jak się rozprzestrzeniać. W przypadku jeszcze innych chorób takie rozwiązanie w ogóle się nie sprawdza.

Po pierwsze dlatego, że wirusy wywołujące te choroby rozprzestrzeniają się bez udziału człowieka. Po drugie dlatego, że nie wszystkie chore osoby zgłoszą się po test i po trzecie wreszcie dlatego, że jako naród nie mamy zwyczaju “donoszenia” na znajomych.

Wyjątkiem jest, gdy przetestowałeś praktycznie wszystkich obywateli i nakreśliłeś mapę wszystkich kontaktów. Jeśli nie, to system taki nie ma prawa działać skutecznie. System ten nie ma prawa działać, ponieważ ten wirus nie ma takiego charakteru.

Jednym z argumentów na poparcie skuteczności systemu testowana i śledzenia są przytaczane przykłady Australii, Nowej Zelandii czy krajów z Azji, lecz czyni się tutaj założenie, że populacje tych krajów są bazowo identyczne w kontekście COVID-19, co nasze społeczeństwo. Inną z kontrowersyjnych cech epidemii COVID-19, jest zakres, w jakim ludzie posiadają już istniejącą odporność na tego wirusa.

Na początku pandemii uważano, że skoro jest to nowy wirus, to nie może być mowy o jakiejkolwiek istniejącej uprzednio odporności. Jednak wiemy, że w normalnym sezonie zimowym, 1 na 6 rodzajów katarów powodowanych jest przez koronawirusy, w świecie zachodnim. Oznacza to, że wirusy te są na tyle podobne do wirusa wywołującego COVID-19, że można je zaklasyfikować jako koronowirusy i na tyle odmienne, by potraktować je jako inny gatunek.

Przyczyny chorób grypopodobnych

Przyczyny chorób grypopodobnych – Spiegel, 2009

 

Jest zatem wysoce prawdopodobne, że odporność na jednego wirusa, przynajmniej w jakiejś części, jest wspólna z odpowiedzią immunologiczną na drugiego wirusa i tym samym w jakimś stopniu jesteśmy także odporni na tego innego wirusa. Kiedy szukano odporności na COVID-19, robiono to przy pomocy testów, ponieważ jest to najłatwiejsza metoda sprawdzenia obecności przeciwciał w organizmie.

Wysoce prawdopodobny jest, że na Dalekim Wschodzie, skąd jak się wydaje wirusy te pierwotnie się pojawiają, pojawiają się one nawet częściej, niż wskazuje nasza dotychczasowa wiedza, gdzie większa część populacji wykazuje istniejącą już odporność na koronawirusy, w tym obecnie panującego koronawirusa, a zatem wyjaśnienie rzekomego sukcesu programu testowania i śledzenie kontaktów w krajach takich jak Australia czy Nowa Zelandia, jest nie tyle efektem skuteczności samego programu, lecz dlatego, że tamtejsze populacje mierzyły się z pandemią startując z innego poziomu punktu wyjścia jeśli chodzi od uprzedni poziom odporności populacyjnej, niż nasza populacja.

 

5. Patologia

 

Gdy tylko rząd zdecydował się na strategię walki z COVID-19 przy użyciu lockdownów, musiał znaleźć odpowiedź na pytanie, jak sprawić, by obywatele posłusznie stosowali się do tych nadzwyczajnych środków. Rząd powołał więc specjalną komisję w tym celu, którą nazwano BIT (Behavioural Insights Team – pol. Zespół Analiz Behawioralnych). W istocie jest to eufemistyczne określenie działań mających na celu wpłynięcie na ludzi w taki sposób, by postępowali wedle twojej woli.

Sześć warunków kontroli umysłu – C.J. Hopkins
Przepis na zwiększenie popytu i zainteresowania szczepionkami – dr Glen Nowak
Wyciek z Niemieckiego MSW: oficjalnie ujawniony raport piętnuje COVID-19 jako „globalny fałszywy alarm” [9 maj 2020]

Głównym narzędziem stosowanym przez rząd do manipulowania obywatelami, by posłusznie stosowali się do nakazów, jest – niestety – strach. W obywatelach wzbudzono uczucie strachu przed COVID-19 na wiele różnych sposobów poprzez media przez ten ostatni rok.

Jednym z powodów takiego podejścia do walki z COVID-19 i zarazem argumentem, że warto było wprowadzić tak długotrwałe lockdowny, to argument “pozwoli nam to przeczekać do momentu opracowania szczepionek”, a wraz z wprowadzeniem szczepionek umożliwi nam skuteczniejsze zarządzanie, pozwoli nam nabyć odporność na COVID-19, pozwoli kontrolować chorobę i opracować strategię wyjścia z epidemii. Jednak gdy szczepionki pojawiły się w Wielkiej Brytanii, a tutejszy program szczepień stał się najskuteczniejszym takim programem na całym świecie, kiedy wszystkie grupy szczególnie narażone na tę chorobę zostały zaszczepione, nagle zmieniły się kryteria i teraz mówi się nam, że być może tak wcale nie będzie, że być może wcale nie będziemy odporni na koronawirusa i że może nadal będziemy musieli kontynuować lockdown z przyczyn nie do końca jasnych.

Jednym z powodów, dla których tak postępują, jest próba wywarcia presji na młodsze osoby, by się zaszczepiły, ponieważ ta grupa jest znacznie bardzie sceptyczna odnośnie szczepień, niż osoby starsze. Inną metodą nakręcania strachu to informowanie o pojawiających się nowych mutacjach wirusa, a przeciwko którym obecna szczepionka może nie być tak skuteczna.

Nie na żadnych dowodów naukowych na poparcie tej tezy. Gdybyśmy spojrzeli na wirusy na całym globie, obecnie istniejące warianty wirusa wywołującego COVID-19 okazałoby się, że mamy tysiące, miliony czy nawet dziesiątki milionów różnych wariantów tego wirusa, ponieważ taka jest natura wirusów, mutują i bezustannie się zmieniają, ale główny trzon tego wirusa jest niezmienny.

Te mutacja zmieniają zaledwie kilka procent genomu wirusa, co najwyżej. Tak więc prawdopodobnie ze wszystkimi tymi wariantami obecna szczepionka sobie poradzi. Co więcej, jak zapewne już Państwo wiecie, wszystkie te warianty rzekomo wysoce zakaźne, które opanują świat i zniweczą cały program szczepień, pojawiły się, zniknęły i nic wielkiego się nie stało.

Te warianty tak naprawdę nie stanowią żadnego ryzyka dla strategii wyjścia z programu lockdownów, lecz są częścią strategii rządowej mającej na celu manipulację zachowaniami obywateli poprzez generowanie strachu tak, by obywatele posłusznie wykonywali wolę rządu.

Według mnie jest to infantylna i wręcz nieetyczna metoda traktowania obywateli. Wydaje mi się, że rząd pragnie uniknąć odpowiedzialności za ewentualne skutki zniesienia obostrzeń obawiając się, że może skończyć się to katastrofą. Ale nic takiego się nie stanie. Uzasadnieniem opracowania szczepionki, co tak na marginesie jest świetnym przykładem triumfu nauki, a następnie zaszczepienie populacji jest to, że wynalazek w postaci szczepionki jest jednym z najdonioślejszych osiągnięć medycyny.

Rząd po prostu musi uwierzyć w sukces swojego programu szczepień. Muszą uwierzyć w oczywistą rzecz, że już pierwsza dawka szczepionki okazała się bardzo skuteczna w redukowaniu ciężkich zachorowań i zgonów z powodu COVID-19. Już sam ten fakt oferuje rządowi szansę na przestawienie tych danych obywatelom tak, by mogli oni podejmować samodzielne decyzje odnośnie tego, czy będą nosić maseczki w barach, dystansować się, by sami decydowali.

Rząd powinien czym prędzej zrezygnować z przymuszania obywateli do stosowania się do wymogów, które nie tylko miały dyskusyjną efektywność w trakcie szczytu epidemii, nie mówiąc już o obecnych warunkach. Jedną z rażących kwestii odnośnie sposobów odpowiedzi na COVID-19 w różnych zakątkach świata, jest to, że mnóstwo krajów przyjęło ten sam model reagowania.

Według mnie przyczyną takiego stanu rzeczy w przypadku krajów rozwiniętych przynajmniej, ludzie władzy, eksperci im doradzający, zdają się posługiwać tym samym modelem mentalnym odnośnie tego, z czym mamy do czynienia. W nauce taki model określa się mianem paradygmatu.

Określony paradygmat jest konsensusem w jakiejś dziedzinie życia do momentu, aż nie pojawi się jakiś nowy dowód, który zasadniczo zmienia dotychczasowy światopogląd i zmienia się sam paradygmat.

Jonathan Pageau: Zaufaj nauce – błąd ślepego ‘kierowania się nauką’
Wydarzenie 201 [Event 201] – ćwiczenia symulacyjne [18 październik 2019]

W przypadku COVID-19, paradygmatyczne modele są na całym świecie identyczne, gdyż osoby te uczestniczą w tym samych konferencjach, podobnie patrzą na konkretne zagadnienia. Kiedy więc rząd zasięgnął rady u ekspertów, otrzymał od każdego z nich taką samą odpowiedź.

W przypadku krajów jeszcze nie do końca rozwiniętych, gdzie nie ma takich mocnych tradycji naukowych, pozostaje im przejmować rozwiązania z krajów rozwiniętych. Fakt, że prawie wszystkie kraje postępują tak samo w reakcji na tę epidemię COVID-19, wcale nie dowodzi, że jest to słuszne rozwiązanie.

Niektórym osobom wydaje się, że plan “zero COVID” jest tym, co należy robić, czyli dążyć do likwidacji tej choroby z powierzchni Ziemi. Mają oni błędne przekonanie, że jest to możliwe, ale moim zdaniem istnieje wiele jasnych przesłanek, że jest to mrzonka i nie powinniśmy marnować zasobów i wysiłków w celu stworzenia “świata bez COVID”.

Aby zrozumieć, dlaczego tak się sprawy mają, należy przyjrzeć się jedynemu przykładowi choroby dotykającej człowieka, która została całkowicie wyeliminowana. Mowa tu o ospie prawdziwej. Dlaczego niemożliwym jest wyeliminowanie COVID-19 w ten sam sposób?

Po pierwsze, COVID-19 nie jest chorobą diagnozowaną klinicznie, np. nie mamy do czynienia z wysypką, jak w przypadku ospy. Objawy COVID-19 są objawami nieswoistymi, które cechują wiele chorób układu oddechowego. Dlatego COVID-19 można stwierdzić wyłącznie za pomocą testu, a co za tym idzie, wiele przypadków zachorowań może nam się wymknąć przy okazji wyników fałszywie negatywnych,czyli gdy osoby chore zostaną zdiagnozowane błędnie,ponieważ otrzymają negatywny wynik testu.

Metoda Leicester – ospa prawdziwa  i nieszczepieni … czyli dostrzegalny sukces rezygnacji ze szczepień na rzecz wprowadzenia innych środków zapobiegających chorobie…
Prezentacja dr Toma Macka dla CDC w sprawie ospy prawdziwej, 19 – 20 czerwca 2002 roku

Co więcej, wirus ten jest trudny do izolowania, rozprzestrzenia się drogą powietrzną, co oznacza, że znacznie łatwiej przenosi się pomiędzy ludźmi, niż ospa, a zatem znacznie trudniej jest odizolować tego wirusa.

Po trzecie wiemy już, że istnieją rezerwuary tego wirusa w populacjach zwierzęcych – koty, psy, nawet lwy, a także stwierdzono obecność wirusa u kangurów w australijskim zoo, one także mogą zostać zainfekowane.

Szczepionki popychają patogeny do ewolucji – presja ewolucyjna
Dr Geert Vanden Bossche: Masowe szczepienia podczas pandemii – korzyści i ryzyka
Dr Geert Vanden Bossche o szczepieniu na COVID-19 podczas pandemii [1-3 marzec 2021]

Ze wspomnianych powodów COVID-19 nie jest chorobą, którą da się wyeliminować. Zazwyczaj w przypadku tego typu wirusów, z czasem stają się one coraz słabiej zjadliwe. Ponieważ im mniej zjadliwe wersje wirusa łatwiej rozprzestrzeniają się w populacji, a które nie są takie groźne dla nas, patogen ten przechodzi na kolejne osoby i to staje się dominującą metodą nabywania przez populację odporności na wirusa.

Lockdowny w takim przypadku mogą okazać się wręcz kontr produktywne, hamują bowiem one rozprzestrzenianie się tych mniej zjadliwych form wirusa, powodują koncentrację bardziej zjadliwych wersji wirusa w szpitalach, gdzie jedni pacjenci przenoszą wirusa na pozostałych pacjentów. W efekcie nasza odpowiedź na COVID-19 jest w istocie dysfunkcjonalna. Sama idea “świata bez COVID-19” to zwykła mrzonka.

Boris Johnson: Koronawirus to największe zagrożenie, z jakim przyszło się temu krajowi zmierzyć od dekad i nie jesteśmy w tym sami. Możemy obserwować niszczycielski efekt tego niewidzialnego zabójcy na całym świecie. Tego wieczoru jestem zobligowany do przekazania obywatelom brytyjskim bardzo prostej instrukcji. Zostańcie proszę w domach.

Dr John Lee: To niezwykle fascynujące, że na samym początku tego nagrania Boris Johnson trafił w sedno, gdy mówił jak trudna jest to do zarządzania sytuacja nie rozumiejąc do końca, o czym mówi. Powiedział, że jest to niewidzialne zagrożenie, a sam fakt, że to jest niewidzialne zagrożenie był podstawą zdefiniowania naszej odpowiedzi na to zagrożenie.

Wskazał również, że jedynym celem lockdownów, uzasadnionym celem, już od samego początku było zapobieżenie przeciążenia służby zdrowia [NHS], odłożenie w czasie szczytu epidemii, a właściwie spłaszczenie krzywej zachorowań.

Zamysł nie był taki, by mniej osób zmarło na COVID-19, lecz by przypadki zachorowań rozłożyły się w dłuższym okresie czasu, co pozwoliłoby służbie zdrowia zyskać czas na przygotowanie się na pacjentów i tym samym udzielenie skuteczniejszej pomocy. W trakcie tego roku ten cel się zmienił na inny, np. cel taki jak “zero COVID-19”. Moim zdaniem rząd po prostu zapomniał już o swoich wcześniejszych komunikatach z początku epidemii, ważkości tych słów i uzasadnienia stanowiska, dlaczego lockdown według rządu ma tak duże znaczenie.

6. Prognoza

 

Rząd ma na sumieniu chaotyczne podejście do COVID-19, w wielu aspektach. Rząd przeprowadził bardzo udany program szczepień, przyznano, że “świat bez COVID-19” nie jest koncepcją niemożliwą do realizacji, a jednak wiele działań rządu zdaje się podążać w kierunku osiągnięcia nieosiągalnego, czyli idei świata wolnego od COVID-19.

Dla przykładu, rząd przekonał się na własne oczy, jak skuteczna jest szczepionka [chyba jednak nie wierzy – admin], a mimo to nadal nalega na kontynuowanie ścisłego reżimu testowania 2 razy w tygodniu, programu, który został wprowadzony w zeszłym roku w trakcie szczytu epidemii, który jest już zbędny w obecnej sytuacji.

Wydaje się, że rząd jest tak przywiązany do ekspertyz opartych na planowaniu na najgorsze okoliczności, że nie dostrzegają, że sytuacja się zmieniła na lepsze i czas iść na przód. Moim zdaniem premier oraz rząd postawili się w bardzo trudnej pozycji, wybierając takie, a nie inne podejście do tej sytuacji i niepewności spowodowanej przez COVID-19.

Istnieje mnóstwo opracowań naukowych dotyczących radzenia sobie z niepewnością i wskazują one, że należy unikać sytuacji, gdzie mamy do czynienia z wąską grupą doradców. Jako polityk powinieneś maksymalnie rozszerzyć debatę publiczną tak, aby uzyskać jak najszersze spektrum rozsądnych opinii, a twoim zadaniem jako polityka jest przeanalizowanie tych wszystkich opinii i zdecydowanie, które rozwiązanie jest najlepsze.

Niestety, rządy na całym świecie postąpiły odwrotnie, skupiły się na opinii wąskiej grupy osób, które przywiązane są do konkretnego modelu rozprzestrzeniania się wirusów oraz metod kontroli i zarządzania epidemią.

Dr Peter McCullough o blokowaniu metod leczenia Covid-19
Leczenie chorób wirusowych: czy prawdę ukrywano przez dziesięciolecia? – dr Lee D. Merritt
Histeria AIDS wstępnie „skonfigurowała” histerię Covid – Neville Hodgkinson

Wszelkie inne głosy w dyskusji zostały efektywnie odcięte, a które były tak samo oparte na wiedzy, przemyślane, sensowne, a proponowały inne rozwiązania, które miały na celu uporanie się z epidemią. Czyniąc tak rząd na własne życzenie utrudnił sobie pracę, ponieważ teraz, gdy nadszedł już czas na otwarcie i zniesienie obostrzeń na co dzień nas dotykających, rząd nadal słucha głównie rad osób, których zadaniem jest przedstawienie rozwiązań w przypadku najgorszego scenariusza, a nie rozwiązań stosownych do obecnej sytuacji i rzeczywistości jaka jest za oknem.

W mojej dziedzinie, czyli medycynie, zaskoczyło mnie to, jak niewiele osób starało się uświadomić rządowi skutki negatywne ich działań w walce z COVID-19. Z doświadczenia wiem, że ludzie mają poważne wątpliwości odnośnie tych działań, ale boją się o swoje miejsce pracy, mówiąc brutalnie.

Tylko jedna narracja jest dopuszczalna. Nauka tak nie działa. Nauka to jest bardzo żywiołowy i hałaśliwy proces, gdzie naukowcy o różnych opiniach, posiadający różne dane dyskutują otwarcie odnośnie tego, co te zebrane dane tak naprawdę znaczą.

Przez ostatni rok zaprezentowano nam, w oparciu o bardzo skromne dane, nowe spojrzenie na faktyczny świat, jak to się sugeruje, i nie można z tym dyskutować. To nie ma nic wspólnego z dobrą nauką, dobrą medycyną i dobrym zarządzaniem. Ostatni rok wstrząsnął mną doszczętnie.

Fakt, że w obliczu rzekomo poważnego, niewidzialnego zagrożenia, racjonalna dyskusja została kompletnie odrzucona. To nie tylko wpłynęło na nasze sposoby sensownego radzenia sobie z COVID-19, ale także spowodowało mnóstwo szkodliwych skutków ubocznych w różnych dziedzinach i aspektach naszego życia, a których można było uniknąć jeśli zachowalibyśmy się w sposób racjonalny.

Kiedy w przyszłości spojrzymy na ten okres pandemii COVID-19, sądzę, że będziemy na to patrzeć przez podobną optykę, przez jaką analizujemy wszystkie przeszłe wysiłki ludzkości w walce z niewidzialnym wrogiem, czyli jako czas masowej histerii.

Były owszem powody do zasadnej obawy, jednak gdy podejść do problemu w sposób racjonalny, obawy te można by zaadresować w sposób znacznie mniej inwazyjny oraz znacznie mniej szkodliwy, niż to uczyniliśmy. Najbardziej szokujące jest to, że rok 2020 pod względem liczby zgonów będzie zajmował 8 lub 10 miejsce w porównaniu do ostatnich 30 lat, jednak wpływ efektów na jakość życia obywateli był dramatyczny, jednak takie efekty są trudne do zmierzenia, więc ciężko będzie je w przyszłości poprawnie ocenić.

Moim zdaniem ludzie będą patrzeć na ten okres jako okres straconych szans, kiedy mieliśmy okazje, by zmierzyć się z naprawdę nowym zagrożeniem w rozsądny, racjonalny i naukowy sposób, ale podeszliśmy do wyzwania w sposób prymitywny, irracjonalny, i nienaukowy i czyniąc tak, spowodowaliśmy olbrzymie szkody, których można było uniknąć.

Mam nadzieję, że ludzie w przyszłości spojrzą na okres epidemii COVID-19 w kontekście nauki, którą można z tej lekcji wyciągnąć, to jedną z takich nauk będzie, by zawsze sceptycznie podchodzić do statystyk podawanych przez rząd, że należy bardziej przyglądać się i przykładać większą wagę do tego, jak naprawdę wygląda rzeczywistość raczej niż zdawać się na opowieści innych na temat tej rzeczywistości.

Mam również nadzieję, że uda nam się naprawić dysfunkcjonalną relację pomiędzy polityką i nauką, z którą mamy obecnie do czynienia. Sposób, w jaki rząd podchodził do opinii środowisk naukowych w celu wdrożenia konkretnych rozwiązań na szczeblu politycznym przez miniony rok była moim zdaniem niewłaściwy.

Rozwiązania te dokonały tylko szkód i nie rozwiązały efektywnie problemu, który miały rozwiązać. Dlatego należy dokładnie przeanalizować tę kwestię i wypracować lepsze podejście w tym zakresie. Oczywiście jedną ze wskazówek jest dążenie do większego uświadomienia wszystkim, jak działa proces naukowy.

Normalny tryb funkcjonowania nauki to debata i krytyka, a wygaszanie debaty i krytyki to nie jest dobra droga do poznania prawdy. Mam optymistyczną nadzieję, że wyciągniemy naukę z tej lekcji i następnym razem będziemy lepiej przygotowani. Zdecydowanie jednym z elementów, o który trzeba będzie zadbać następnym razem, to że jeśli nie mamy z naprawdę poważnym zagrożeniem, nie należy przymuszać siłą ludzi, należy traktować obywateli jak dorosłe osoby, dać ludziom szansę na dokonanie samodzielnej analizy ryzyka i dać im szanse żyć wedle własnego uznania.

 

COVID-19 – Czy lekarstwo jest gorsze od choroby – dr John Lee [napisy PL]