Nauka™: religia, której nie wolno kwestionować
Nadszedł czas, by zająć się [naukowym] kapłaństwem – a dziennikarze nie są w stanie tego zrobić
Można by sądzić, biorąc pod uwagę sposób, w jaki nauka jest opisywana w popularnych mediach, jak to się zwykło nazywać, że profesor Helsing von Frankenstein idzie pewnego ranka do laboratorium w lochach swojego zamku, przywdziewa biały fartuch i – przed godziną dwunastą, pracując zupełnie sam – odkrywa sposób na tautologiczne zabicie wszystkich znanych zarazków.
Namawia swojego asystenta, Igora, do zorganizowania konferencji prasowej w porze obiadu, na której profesor podkreśla, że badania stawiają więcej pytań niż odpowiedzi. W porze podwieczorku zdobył nagrodę Nobla, a jego magiczne lekarstwo będzie dostępne dla służby zdrowia następnego ranka. Nawiasem mówiąc, zawsze jest to „on” – w obiegowej mądrości nie ma miejsca dla kobiet-naukowców, chyba że są one też młode, fotogeniczne i najlepiej obecne w programach telewizyjnych.
Cóż, jak wszyscy wiemy, nauka tak nie działa. Badania naukowe wpadają w pułapkę w większej ilości kanionów niż Samotny Strażnik, wykonują więcej zwrotów o 180 stopni, niż przeciętny rząd, wpadają w pułapkę pewnej śmierci częściej niż kojot z bajki z bajki Struś Pędziwiatr, bierze w nich udział więcej kobiet niż można by na początku przypuszczać (choć prawdopodobnie nie jest ich wystarczająco dużo) i zazwyczaj otrzymują złe odpowiedzi.
Jak wyjaśniła tu niedawno moja uczona koleżanka, dr Sylvia McLain, która jest zarówno naukowcem, jak i osobą płci przeciwnej, jest to zwykły biznes. Wszystkie wyniki badań naukowych są w swej naturze tymczasowe – nie mogą być niczym innym. Ktoś przyjdzie, albo następnego dnia, albo w następnej dekadzie, z kolejnymi udoskonaleniami, nowymi metodami, bardziej zniuansowanymi sposobami patrzenia na stare problemy i cóż, niespodzianka, zostanie stwierdzone, że wnioski oparte na wcześniejszych rezultatach były uproszczone, grubo ciosane – a nawet błędne.
Problem polega na tym, że bardzo często się nam (nie ‘nam’ wysoko urodzonym, ale zafajdanemu laikowi, który nie odróżnia probówki typu Eppendorf od narzędzia do kopania rowów) mówi, ustami ludzi, którzy powinni wiedzieć lepiej, że nauka jest jednokierunkową ulicą stale postępującego postępu, grą o sumie zerowej, w której gromadzi się fakty i obala ignorancję. W rzeczywistości, im więcej odkrywamy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że nie wiemy. Nauka to nie tyle wiedza, co wątpliwości. Nigdy w dziedzinie ludzkich dociekań tak wielu nie wiedziało tak mało o tak wielu rzeczach.
„W nauce występują tylko twierdzenia i procedury dowodowe, tam zaś gdzie zaczynają się autorytety kończy się nauka i zaczyna filozofia.” – Marian Mazur
Jeśli to wszystko brzmi dość górnolotnie, rozważ naukę w jej najbardziej praktycznym wydaniu. Jak to zostało omówione w artykule dr Sylvii McLain i w komentarzach, eksperymenty naukowe nie kończą się posiąściem świętego Graala, ale szacunkowym określeniem prawdopodobieństwa. Na przykład, ktoś może być w stanie przypisać wartość do swoich wniosków które nie dają “tak” lub “nie”, ale “P<0.05”, co oznacza, że wynik ma mniej niż jedną na 20 szans na bycie przypadkowym. To nie znaczy, że jest to “słuszne/prawidłowe”.
Jedną z rzeczy, która nigdy nie jest wystarczająco podkreślana w nauce, w szkołach czy gdziekolwiek indziej, jest to, że bez względu na to, jak wymyślna jest twoja technika statystyczna, wynikiem jest zawsze poziom prawdopodobieństwa (wartość P), którego “znaczenie” pozostawiamy do oceny tobie – w oparciu o nic bardziej konkretnego lub merytorycznego niż uczucie, oparte na imponderabiliach osobistego lub wspólnego doświadczenia. Statystyka, a zatem i nauka, może jedynie doradzać w kwestii prawdopodobieństwa – nie może określić Prawdy. A prawda, przez duże P, jest zawsze poza naszym zasięgiem.
[Imponderabilia są to zjawiska, rzeczy i sprawy nieuchwytne oraz niewymierne, mające jednak spore znaczenie i wpływ na rzeczywistość.]
Czy widzimy rzeczywistość taką, jaka ona jest – Donald Hoffman
Teoria ‘Dostosowanie Przebija Prawdę’ – Donald Hoffman
Nic z tego nie przedostaje się na strony z wiadomościami. Prezentując artykuł naukowy redaktorowi wiadomości, korespondent naukowy wkrótce dowiaduje się, że odpowiedź, która trafia na antenę, brzmi „tak” lub „nie”. Albo sonda Voyager opuściła układ słoneczny, albo nie. Mówienie, że mogła to zrobić i dołączanie statystycznych zastrzeżeń jest gwarantowanym odrzuceniem. Nikt nigdy nie zyskał sławy mówiąc, że prawdopodobieństwo opuszczenia budynku przez Elvisa wynosi 95%.
Dlaczego my (tym razem to królewskie ‘my’) żądamy takich ostatecznych prawd od nauki, ale jesteśmy szczęśliwi, że wszystkie inne sfery ludzkiej działalności toną w bałaganie i zamieszaniu?
Myślę, że to sięga połowy XX wieku, zwłaszcza tuż po drugiej wojnie światowej, kiedy to naukowcy – nazywano ich “jajogłowi” – dali nam takie cuda jak radar, penicylina i plastik; napęd odrzutowy, teflon, masowe szczepienia i tranzystory; strukturę DNA, lampy lawowe i grill na wysokości oczu. Złamali Enigmę, i atom. Byli oryginalnymi naukowcami rakietowymi, ludźmi obdarzonymi przysłowiowo niedostępną wiedzą. Byli czarodziejami, ludźmi jak bogowie, którzy albo mieli więcej niż zwykły ludzki zestaw szarych komórek, albo dostęp do tajemnych sztuczek niedostępny zwykłym śmiertelnikom. Byli to księża ubrani w białe fartuchy, szylkretowe okulary i ochraniacze na kieszenie. Nie krytykowaliśmy ich. Nie zadawaliśmy się z nimi – kłanialiśmy się im.
„Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii” – Arthur C. Clarke
Jak nasza wiara została zdradzona! (Tym razem znowu to powszechne zafajdane “my”.) Nie minęło wiele czasu, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nauka dała nam zanieczyszczenia, promieniowanie, czynnik pomarańczowy [Agent Orange] i wady wrodzone. A kiedy przyjrzeliśmy się bliżej, “my” (och, poddaję się) odkryliśmy, że naukowcy nie przekazywali prawd, ale – o zgrozo – spierali się między sobą o najbardziej podstawowe aspekty nauki.
W końcu nie byli kapłanami, ale oszustami i naciągaczami, oszukującymi nas przy jakimś przerażająco drogim straganie do walenia po rogach frajerów w trzy karty, podczas gdy przez cały czas ukrywali fakt, że nie mogli nawet dojść do porozumienia między sobą w sprawie nauki, którą sprzedawali nam jak jakieś panaceum na wszystko [snake oil]. A jeśli nie mogli się porozumieć między sobą, dlaczego dobrzy, uczciwi ludzie, tacy jak ty i ja, mieliby okazać im jakiekolwiek zaufanie?
Bądź świadkiem powstania kreacjonistów, osób uprowadzonych przez kosmitów i homeopatów; antyszczepionkowców i osób zaprzeczających zmianom klimatycznym; osób przekonanych, że AIDS to spisek kolonialny, i tych, których nigdy nie przekonasz, że mieszkanie pod liniami energetycznymi niekoniecznie spowoduje, że skończysz z rakiem; niedoinformowanych kryształowych geniuszy wszelkiego rodzaju, którzy jednocześnie potępiając naukę jako oszukańczą, próbowali ją naśladować ją za pomocą własnej naukowo brzmiącej szarlatanerii.
„Szacuje się, że tylko od 10 do 20 % wszystkich procedur medycznych, obecnie stosowanych w praktykach lekarskich, okazało się skuteczne w badaniach z grupą kontrolną.” – Dr Kerr L. White, Assessing the Efficacy and Safety of Medical Technologies. Sierpień 1978. Office of Technology Assessment (OTA) https://www.princeton.edu/~ota/disk3/1978/7805/780503.PDF
„Tylko około 15% interwencji medycznych jest poparte solidnymi dowodami… Po części dlatego, bo tylko 1% artykułów w czasopismach medycznych jest faktycznie naukowych i częściowo dlatego, bo wiele kuracji w ogóle nie zostało sprawdzonych.” – Where is the wisdom…? Dr Richard Smith, Redaktor, BMJ. 1991 Oct 5; 303(6806): 798–799. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1671173/
Skoro niegdyś niedostępni naukowcy zostali usunięci ze stanowisk, dlaczego po prostu nikt nie mógł pożyczyć ich szat? Ogłosić, że wielbłądzie odchody są najnowszym cudownym super pożywieniem; założyć biały fartuch i bełkotać imponujące bzdury o energii punktu zerowego, kwasach tłuszczowych omega i tajemniczej trzeciej nici DNA; a ty jesteś w biznesie, gotowy do wykorzystywania głupca za głupcem przy budce do gry w trzy karty, którą sam zbudowałeś.
A wszystko to dlatego, że naukowcy nie byli wystarczająco uczciwi, ani wystarczająco szybcy, aby powiedzieć, że w nauce nie chodzi o Prawdę, przekazaną na kamiennych tablicach od istoty wyższej, a nawet wtedy, tylko dla wybranych; ale o Wątpliwości, które każdy (nawet dziewczęta) może pojąć, pod warunkiem, że ma odrobinę dowcipu i koncentracji. Nie chodziło o odkrycia zapisane w nieskazitelnym krysztale, ale o spory, debaty, próby i – bardzo często – błędy.
Nie widać tego we wspomnianych drukach publicznych, które nadal wykazują rozbrajająco schizoidalny stosunek do nauki. Są to jednocześnie czarodzieje z magicznymi kulami przeciwko wszystkiemu, od raka po łysienie typu męskiego; szarlatani, których zakulisowe oszustwa mają na celu wykorzystanie twojej szczerej naiwności. Nawet te bardziej górnolotne wypowiedzi na temat nauki nie odrobiły jeszcze tej lekcji. Włącz dowolny odcinek Horizon, a nastrojowe oświetlenie, pełna zagłady muzyka i szekspirowski lektor przekonają cię, że wkraczasz do Domów Świętych – miejsca, gdzie debata i sprzeciw są nie tyle niedozwolone, co wręcz nie do pomyślenia. Jeśli istnieją odmienne poglądy, nie są one wyrażane przez ankietera, ale przez innych naukowców, a „my” (zafajdany plebs) możemy tylko siedzieć i patrzeć bez zrozumienia, jakby rywale byli bogami rzucającymi na siebie piorunami. Jeśli prezenterzy sami są naukowcami lub mają pewną wiedzę naukową, czy to Bill Oddie, czy David Attenborough, ich dyskurs jest dyskursem raczej monologu niż argumentu, otrzymanej mądrości, a nie wątpliwości.
“…wszelkie ewentualne wątpliwości odnośnie bezpieczeństwa szczepionek bez względu na to, czy są zasadne czy nie, nie mogą ujrzeć światła dziennego z uwagi na potrzebę zapewnienia ciągłości ich wykorzystania do maksymalnego stopnia w zgodzie z celami ochrony zdrowia publicznego narodu” – stwierdzenie z 1 czerwca 1984 przez FDA-Federal-Register (usprawiedliwiające wprowadzenie nowego prawa legalizującego niechlujstwo w czasie wytwarzania szczepionki przeciw polio)
Wierzę, że mógł istnieć czas, kiedy dziennikarze naukowi angażowali się w dyskusję z naukowcami, wyłapując dziury w ich pomysłach bezpośrednio, jak gdyby wyrzucając handlarzy ze świątyni. Tęsknię za naukowymi wersjami dziennikarzy politycznych kalibru Jeremy’ego Paxmana, Jamesa Naughtie czy Johna Humphreysa, którzy mogliby podejmować naukowców na ich własnych warunkach, a nie pozwalać im na rzucanie swoich pereł mądrości i odchodzenie bez dyskusji. Dla tego rodzaju dziennikarstwa telewizja jest mniej więcej pustynią, choć blogosfera ma się lepiej. Istnieje więcej znaków nadziei w radiu, z takimi jak mój były kolega z Nature, Adam Rutherford, który dał Andrew Wakefieldowi – wiesz, koleś od MMR i autyzmu – gruntowny wycisk w serwisie krajowym jakiś czas temu. Ale, można argumentować, Wakefield jest zbyt łatwym celem. Ale można by argumentować, że Wakefield jest zbyt łatwym celem. A jednak, jak odkryli dziennikarze naukowi, tacy jak Simon Singh i Ben Goldacre, nawet te pozornie łatwe cele, których naukowe referencje są kwestionowane, bardzo łatwo uciekają się do ustawodawstwa w sposób, w jaki politycy nigdy by tego nie zrobili.
Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że odpowiedź jest taka, że ci, którzy są naukowcami, lub którzy udają naukowców, trzymają się płaszcza pewnego rodzaju autorytetu religijnego. A jak odkrył każdy, kto próbował komentować religię, nie ma czegoś takiego jak krytyka. Jest tylko bluźnierstwo.
Źródło: Science: the religion that must not be questioned
Zobacz na: Jak nauka osadzona jest w religii – Jonathan Pageau
Cechy przywódców sekt – charakterystyka sekt – Melissa Dykes
Sześć warunków kontroli umysłu – C.J. Hopkins
Kodeks Norymberski a szczepienia – świadoma i dobrowolna zgoda
Deklaracja Helsińska. Etyczne zasady prowadzenia eksperymentów medycznych z udziałem ludzi
Film WIWISEKCJA – Śmiertelna medycyna [1997]
Ignorancja i uprzedzenia w medycynie – dr Vernon Coleman
Dr Vernon Coleman: Firmy farmaceutyczne prowadzą eksperymenty na zwierzętach, ponieważ są one bezużyteczne
Jatrogenia kliniczna – Epidemie współczesnej medycyny – Ivan Illich, Medical Nemesis
Czy już nadszedł czas żeby zakładać, że badania nad zdrowiem są fałszywe, dopóki nie zostanie udowodnione, że jest inaczej?
Karoń o formie komunikacji jaką jest DYSKURS, prowadzący do KONSENSUSU
Film Bought – Kupieni [Napisy PL]
https://rumble.com/v2h5nu4-film-bought-kupieni-napisy-pl.html
We współczesnej industrializacji nie chodzi już o energię uzyskiwaną dzięki maszynie parowej, statki oceaniczne i koleje. Chodzi o szczepienia stad, masowe odurzanie naszej populacji i uprzemysłowioną produkcję taniej, nadającej się do przechowywania żywności. Skończyło się na tym, że całe społeczeństwo staje się coraz bardziej chore, podczas gdy potęgi przemysłowe stają się coraz bogatsze. To, co kiedyś uważano za naciągane teorie spiskowe, teraz okazuje się być surową, niepodważalną rzeczywistością.
Poważne choroby są na równi pochyłej od czasu, gdy liczba obowiązkowych szczepionek gwałtownie wzrosła (począwszy od niemowląt w pierwszych godzinach życia) w połączeniu z pojawieniem się żywności GMO od połowy lat 90-tych.
Ale jeśli ktoś odważy się zakwestionować te niezwykłe korelacje, zostanie oznaczony jako antynaukowy i ignorancki. Chwaliliśmy się, że mamy najwspanialszy system opieki zdrowotnej na świecie, ostatni przykład wspaniałego prywatnego systemu opieki zdrowotnej.
Teraz budzimy się z faktem, że nie mamy prywatnego systemu, mamy system farmaceutyczny, który stworzył najbardziej chory gatunek, jaki kiedykolwiek zamieszkiwał tę ziemię… nasze dzieci. Twoje jedzenie, twoje zdrowie, zdrowie twojej rodziny zostało Kupione.
Czym jest “Nauka!™”? | Allan Savory
– Ludzie często pochopnie wypowiadają się o nauce. Czym jest nauka?
Allan Savory, ekolog: Osoby wychodzące z uniwersytetów, z dyplomami magistra czy doktoratami i gdy wyjść z nimi w teren, takie osoby nie wierzą w nic, co nie jest w recenzowanych artykułach naukowych. To jest jedyna rzecz, którą akceptują.
Mówisz im, żeby obserwowali, myśleli, dyskutowali, ale oni tego nie robią. Interesuje ich wyłącznie czy coś jest w recenzowanych artykułach. Takie mają pojęcie nauki. Według mnie to jest żałosne!
Idą na uniwersytety jako bystrzy młode osoby, a wychodzą z martwicą mózgu! Nie mają w ogóle pojęcia co to znaczy nauka. W ich mniemaniu nauka to recenzowane artykuły, itd. Otóż nie – to jest domena społeczności akademickiej.
Jeśli artykuł naukowy jest recenzowany znaczy to tyle, że wszyscy recenzenci byli tego samego zdania i stąd został zaakceptowany. Pewną niezamierzoną konsekwencją takiego procesu jest to, że kiedy odkryta zostaje nowa wiedza, pojawiają się nowe odkrycia naukowe, to z definicji nie mogą zostać pozytywnie zrecenzowane.
W konsekwencji hamujemy wszelkie postępy w nauce, często bardzo znaczące postępy. Gdy przyjrzeć się historii wielkich przełomów naukowych, niemalże każde takie osiągnięcie nie ma źródła w centrum profesji naukowej, lecz gdzieś na jej obrzeżach.
Najlepsi nawet świecarze [ludzie od świec] nie potrafili sobie wyobrazić światła elektrycznego. Takie idee nie rodzą się w centrum, lecz często poza nim. Nasza głupota doprowadzi do naszej śmierci.