DDT – broń przeciwko chorobom [przenoszonymi przez owady]
(Materiał na charakter poufny)
(Biuletyn filmowy Departamentu Wojennego)
(Produkcja: jednostka filmowa armii, korpus komunikacyjny)
DDT – broń przeciwko chorobom
Oto historia cudownego białego proszku, który pomaga nam wygrać wojnę. Jego nazwa to dichlorodifenylotrichloroetan, w skrócie DDT.
Może nawet okazać się, że to nasza najpotężniejsza broń w zwycięskiej walce z wrogiem bardziej morderczym nawet niż faszyści, a mianowicie chorobami zakaźnymi.
Wcześniej raczej małą wagę przykładaliśmy do warunków epidemiologicznych w innych krajach.
Dżuma, czarna śmierć, w Indiach, Oriencie i w Afryce cyklicznie zabijały miliony ludzi, choroba przenoszona ze szczurów na ludzi przez pchły. Tyfus, choroba występująca prawie w każdym gęsto zamieszkałym mieście na świecie. Epidemie tej choroby niemalże wybijały całe populacje ludzkie. Choroba ta przenoszona jest przez wszy.
Malaria, postrach tropików, przenoszona jest przez widliszki.
Do tego dochodzą różne choroby przenoszone przez muchy na obszarach o złych warunkach sanitarnych, w tym epidemia cholery.
Ale to były choroby dotyczące odległych, egzotycznych zakątków świata i w bezpiecznym otoczeniu naszych domów i rodzin wzdrygaliśmy na myśl, że takie rzeczy mogą mieć miejsce w XX wieku.
Okazało się jednak, że choroby te wcale nie są dla nas tak odległe. Nasi żołnierze służyli w niemalże każdym zakątku ziemi i choroby były tak samo dużym zagrożeniem, jak kule wroga.
Przekonaliśmy się o tym z całą siłą w Bataanie. Na 36 tys. żołnierzy walczących w ostatnich dniach bitwy o Bataan, 20 tys. z nich nie było w stanie chodzić lub chorowało na malarię.
Komary pomogły Japończykom pokonać naszych żołnierzy. Pchły, wszy i muchy mogłyby przyczynić się do podobnej katastrofy wszędzie tam, gdzie wysyłamy naszych żołnierzy.
Przewidując taki scenariusz narodowe zasoby naukowe zostały zmobilizowane przez Departament Wojenny by zmierzyć się z tym problemem. Należało opracować nową metodę walki z owadami roznoszącymi choroby w miejsce środków owadobójczych niedostępnych w warunkach wojennych.
Za pośrednictwem Narodowej Rady Zasobów laboratorium Departamentu Rolnictwa w Orlando na Florydzie stało się jednym z ośrodków, gdzie prowadzono prace w tym kierunku. Zadaniem tego laboratorium było wyhodowanie najżywotniejszych, najodporniejszych odmian znanych owadów przenoszących choroby, by następnie opracować metodę uśmiercania ich.
Przetestowana tutaj setki środków owadobójczych wytworzonych na bazie próbek przesłanych z różnych zakątków świata. Niektóre okazały się skuteczne, nawet bardzo.
Opracowano substancję potrafiącą uśmiercać komary w locie, inną neutralizującą wszy, jeszcze inną zabijającą muchy czy pchły. Ale potrzebowano czegoś lepszego, czegoś, co byłoby w stanie uśmiercić każde z tych owadów i mogło być produkowane na masową skalę.
Najlepiej, jeśli środek ten był skuteczny jeszcze kilka godzin po aplikacji, a jeśli to możliwe nawet przez kilka dni.
16 listopada 1942 roku to dzień, w którym dostarczono próbkę nowego środka owadobójczego opracowanego w Szwajcarii.
Dołączony w przesyłce list opisywał ten preparat w szczegółach. Jedna z cech preparatu wydała się szczególnie interesująca, choć wzbudzała sceptycyzm. Według producenta, jednokrotne zastosowanie preparatu skutecznie zabijało muchy przez okres jednego miesiąca.
Ale naukowcy przywykli do nazbyt przesadnych zapewnień. Substancji został nadany kod i przystąpiono do serii rutynowych testów. Na początek test przeciwko muchom. Roztwór testowanej substancji umieszczany jest w probówce, w której następnie umieszczane są wszy.
Owszem, środek zabija owady, ale przecież nikt nie będzie wyłapywać wszy do probówek.
Następnie preparat w sproszkowanej formie nakładany jest na skórę ochotnika. Wszy umieszczone są pod kołnierzem okrywającym rękę ochotnika. Rękaw ze standardowym środkiem odwszawiającym stosowanym w armii założony na drugą rękę ochotnika dla celów porównawczych, jest zdejmowany najpierw.
Efekt jest zgodny z przewidywanym – zaledwie kilka wszy przeżywa. Następnie zdejmowany jest drugi rękaw posypany nową substancją. Efekt? Wszystkie wszy zostały uśmiercone.
Kolejny, szerszy test. Kolejni ochotnicy zakładają bieliznę opyloną tym nowym środkiem. Efekt? Wszystkie wszy zdechły.
Już na tym etapie ten nowy specyfik okazał się odkrywczy – był lepszym środkiem odwszawiającym, niż każdy z obecnie stosowanych. Na ile jednak jest skuteczny przeciwko pozostałej zabójczej trójce – komarom, pchłom i muchom?
Po pierwsze, czy środek ten jest łatwo rozpuszczalny w roztworach do dalszego zastosowanie? Owszem tak. Nafta, olej napędowy, benzyna czy nawet olej silnikowy, we wszystkich łatwo się rozpuszcza. To obiecująca cecha. Te substancje są łatwo dostępne na polu walki. Laboranci przygotowują roztwór z wodą morska i słodką.
Substancja ta wykazuje doskonałe cechy tworzenia układów dyspersyjnych i zawiesin w każdym z testowanych rozpuszczalników. Wartościowa cecha pod warunkiem, że substancja zachowa swoją skuteczność owadobójczą w tych formach.
Związek ten wykazuje wysoką skuteczność przeciwko zwykłym komarom. Preparat rozpuszczony w oleju opałowym – wystarczy 1/10 funta substancji (ok. 0,04 kg) na akr (ok. 0,4 hektara), by zabić każdego komara na spryskanym obszarze.
A w przypadku widliszków roznoszących malarię? Wymagana jest nieco silniejsza dawka, przy czym skuteczność jest wciąż bardzo wysoka. To ogromna zaleta.
W formie sproszkowanej substancja ta oferuje szereg zalet w porównaniu z tradycyjnymi siatkami chroniącymi przed komarami roznoszącymi malarie.
Naukowcy z laboratorium przekonali się, że to dobry preparat, nawet bardzo dobry, co do tego nie ma wątpliwości. Pozostaje kwestia wspomnianego w liście zapewnienia o jej skuteczności nawet na kilka tygodni po aplikacji.
W laboratorium umieszczono pudełko ze szklaną pokrywką spryskaną 5 proc. roztworem substancji w postaci emulsji. Następnie odczekano 48 godz. Po tym czasie w pudełku umieszczono muchy, zdrowe, dorosłe muchy. Po 5 min. muchy padły sparaliżowane. Niedługo potem wszystkie zdechły. Test zaliczony. Następnie przyszła pora na komary roznoszące malarie. Te nawet zginęły szybciej niż muchy. Naukowcy odczekali kolejne 24 godz. Minął kolejny dzień od aplikacji preparatu. Kolejnego dnia do pudełka wprowadzono karalucha. Jego też czekała śmierć. Sześć dni po aplikacji przyszedł czas na wszy. Skuteczność środka owadobójczego wcale nie zmalała znacząco po tym czasie, ale to nie był koniec jego fantastycznie trwałej skuteczności. 14 miesięcy później, rok i 2 miesiące po aplikacji preparatu, bez dodatkowych dawek, ten nowy środek owadobójczy nadal skutecznie uśmiercał owady niemalże tak szybko, jak w pierwszym dniu.
Kolejna rzecz, odzież pokryta emulsją tego nowego środka wciąż skutecznie chroniła przed wszami nawet po dokładnym wypraniu, nawet 7- czy 8-krotnym.
Nauka opracowała najgroźniejszą broń przeciwko zabójczym owadom. Niesamowitą broń w walce z chorobami zakaźnymi [przenoszonymi przez te owady]. Departament Wojenny nie zwlekał z użyciem tego środka na polu walki nadając mu skrótową nazwę DDT. Niech lekarz wojskowy poświadczy o skuteczności tej substancji.
“DDT to jedna z najpotężniejszych broni w arsenale armii amerykańskiej w walce z chorobami przenoszonymi przez owady. Opracowanie tej broni to doskonały przykład efektywnej współpracy wszystkich instytucji naukowych w tym kraju ze służbami medycznymi sił zbrojnych. Ponieważ posiadamy w naszym arsenale DDT, nie musimy obawiać się tyfusa. Substancja ta oferuje ochronę żołnierzom amerykańskim przeciwko komarom przenoszącym malarię, żółtą gorączkę, dengę, filariozy oraz przeciwko muchom, które roznoszą różne choroby wynikające z słabych warunków sanitarnych. DDT jest stosowane przez armię w każdym tropikalnym teatrze działań, niemniej nadal wiele musimy się nauczyć o tej nowej substancji, stąd nasi współpracownicy na polu badawczym kontynuują swoje badania zarówno w laboratorium, jak i w terenie. Ta fantastyczna skuteczność jest znana, ale nadal pozostaje nieznany pełny potencjał przeciwko owadom roznoszącym choroby. Moim zdaniem ta niesamowita substancja chemiczna to najdonioślejsze osiągnięcie wojennego programu współpracy medycznej dla przyszłej ochrony zdrowia nie tylko naszego narodu, ale całego świata”.
Ten zakątek świata miał już szansę przekonać się o skuteczności DDT w ramach jednego z cudów współczesnej historii medycyny.
Oto włoski Neapol na krótko po okupacji ze strony aliantów. Mieszkańcom zatłoczonej metropolii brakowało niemalże wszystkich środków ochrony zdrowia publicznego – jedzenia, paliwa, koców, mieszkań, odzieży czy środków higieny. Do miasta napływali uchodźcy z każdego zakątka Włoch, a wraz z nimi wszy. Scenariusz w sam raz na epidemię. I takowa wybuchła – epidemia tyfusa. Neapol natychmiast został objęty zakazem wstępu dla personelu wojskowego. W historii wojskowości tyfus pomógł wygrać i przegrać więcej wojen, niż jakakolwiek strategia i broń w historii. Sytuacja populacji Neapolu wydawała się beznadziejna. Kiedy wybuchła epidemia, zima zbliżała się wielkimi krokami, a nigdy wcześniej w historii epidemia tyfusa nie skończyła się przed nadejściem wiosny.
Wtedy zdecydowano się zastosować DDT. Natychmiast zaczęto spryskiwanie DDT. Zaczęto od identyfikacji każdego przypadku tyfusa i każda taka osoba została opylona w celu eliminacji zabójczej wszy. Następnie odwszawiono 40 tys. mieszkańców gnieżdżących się w schronach. W końcu w całym mieście ustanowiono 43 stacje DDT, gdzie pozostali mieszańcy zostali opyleni. W styczniu, kiedy rozpoczęto ten proces na masową skalę, odnotowano 60 przypadków zachorowania a tyfus dziennie. W kolejnym miesiącu mogło to tyć nawet 600 czy 6000 przypadków dziennie, ale już w połowie lutego widmo epidemii zostało zażegnane.
DDT wygrało. Nie tylko usuwając wszy w momencie aplikacji preparatu, ale zapewniając ochronę na długo potem, zapobiegając powtórnej wszawicy.
Na Pacyfiku DDT zaciągnięto do walki z malarią na wielką skalę stosując lotnictwo. Podczas bitwy o Morotai przyszło nam walczyć z dwoma wrogami jednocześnie – z Japończykami i chorobą.
Wraz z bombardowaniami pozycji naszych dwunożnych wrogów, atakowaliśmy komary za pomocą oprysków DDT. W wyniku tych działań malaria był pod kontrolą zanim jeszcze nasi żołnierze dokonali desantu na wyspę. Japończykom nie było dane doświadczyć życia na wyspie bez komarów wyeliminowanych przez DDT.
Owszem, na dzień dzisiejszy DDT jest z oczywistych względów bronią wojskową. Produkujemy tysiące ton tego środka, ale potrzebujemy każdej uncji do działań wojennych. Kiedy uda nam się w końcu pokonać faszystów, DDT będzie dostępne dla wszystkich.
Środek ten już okazał się skuteczny przeciwko wielu rodzajom owadów wywołujących szkody rolnicze. Pomoże wyeliminować choroby w wielu zakątkach świata.
Powrót do domu najzdrowszej armii w historii wojskowości będzie możliwy w dużej mierze dzięki DDT, naszej nowej broni we współczesnej wojnie oraz na czas przyszłego pokoju.
Zobacz na: Rachel Carson i pestycyd DDT
Polio w USA w kontekście środowiskowym – DDT i substancje podobne do DDT
Związek pestycydów z polio: Krytyka literatury naukowej – Jim West
Aspekty Zdrowia Publicznego Nowych Insektycydów – Dr. Morton S. Biskind [1953]
Film Siostra Elizabeth Kenny – 1946 [poliomyelitis]
Zastrzyki i usuwanie migdałków a Prowokowanie Polio
Lewatywa z dymu tytoniowego – dr Sterling Haynes