Dr Mike Yeadon: Jaki jest wskaźnik fałszywie dodatnich wyników?

Rząd używa testów na Covid-19 z niezadeklarowanym wskaźnikiem fałszywie dodatnich wyników.

Wyniki fałszywie pozytywne na COVID-19 – dr Andrew Kaufman
PCR-yzm czyli współczesny łysenkizm – prof. dr hab. Roman Zieliński
Co miał wykrywać test na koronawirusa? – Celia Farber
Testy PCR na COVID-19 z naukowego punktu widzenia są pozbawione sensu – Torsten Engelbrecht i Konstantin Demeter

Dr Mike Yeadon: Jaki jest wskaźnik fałszywie dodatnich wyników?

 

Jaki jest wskaźnik fałszywie dodatnich wyników?

 

Dr Mike Yeadon: Odsetek wyników fałszywie pozytywnych, czyli ułamek testów pozytywnych u pacjentów, którzy tego wirusa nie mają, jeśli ta wartość jest wyższa, niż tzw. częstość występowania [choroby], czyli ułamek osób które złapały takiego wirusa, nieważne jak bardzo będziesz się starać, nie jesteś w stanie tego [wyników fałszywie pozytywnych] wyeliminować, skończy się to tym, że większość wyników pozytywnych to będą wyniki fałszywie pozytywne.

Badane osoby nie mają wirusa, nie są chore, nie będą chore, nie zarażają. Jak zapewne zauważyłaś, Julia, to dlatego zastanawiałem się nad tym przez ostatnie kilka tygodni, jak zapewne zauważyłaś, gdy tylko mieliśmy do czynienia z ostrymi wzrostami czy pikami, jak np. w Leicester i innych miastach, prawie nikt wtedy nie był chory?

To by się zgadzało. Jak sądzę, wartość ta jest 5-krotnie czy 10-krotnie większa – przepraszam, 1 osoba na 5 czy 1 na 10 była zarażona tym wirusem. Te osoby to były wyniki prawdziwie pozytywne.

Problem polega na tym, że jeśli odsetek wyników fałszywie dodatnich przewyższa częstotliwość występowania wirusa, badanie to jest bezużyteczne i nie da się takiej procedury naprawić.

Moim zdaniem, pozwól mi tylko dokończyć zdanie, może to zabrzmieć kontrowersyjnie, ale dopóki nie odniosę się do tego problemu, należy zatrzymać program testowania w ramach Filaru 2, ponieważ badanie to pokaże dokładnie to, co przed chwilą opisałem, czyli będzie generować głownie wyniki fałszywie pozytywne.

Julia Hartley-Brewer: Czyli to nie jest jakoś szczególnie niedokładny test, test ten zwyczajnie nie nadaje się do testowania poza szpitalnego. To jest właśnie ta ogromna różnica pomiędzy testowaniem szpitalnym, a testowanie poza szpitalnym. Testowanie szpitalne odbywa się w ramach programu Filar 1, a poza szpitalne w ramach Filaru 2.

Filar 1 to testy pacjentów chorych, te osoby przejawiały symptomy, testy takie wykonywane są przez specjalistów. Testy takie trafiają bezpośrednio do laboratorium.

Takie testy oczywiście są znaczenie bardziej wiarygodne, niż testy wykonane przez niewykwalifikowanych pracowników w ramach testowania poza szpitalnego, na próbie w znacznym stopniu losowej, ponieważ wiele z tych osób podda się testowi nie dlatego, że ma symptomy, ale sądzi, że miała kontakt z osobą, która przypuszcza, że może być chora na COVID-19.

Choć powtarzam, szanse, że osoby takie są chore jest nikła. Tak więc problemem jest także liczba testowanych osób oraz powody, dla których są testowane.

Dr Michael Yeadon: Tak, masz rację. W przypadku testów w ramach Filara 1, w szpitalach, biorąc pod uwagę tragiczny bilans z marca, kiedy mieliśmy do czynienia ze wzrostem zakażeń, czy w kwietniu, gdzie ok. 10. kwietnia mieliśmy szczyt liczby zgonów, następnie przez kolejne 6 miesięcy mamy stałe spadki.

Gdy przejrzałem dane dla tych testów z marca, 30 procent osób badanych miało wynik pozytywny, a obecnie jest to wynik na poziomie 30 proc., a 0.8 procent to wyniki fałszywie pozytywne. Efekt jest taki, że zamiast 30 wyników pozytywnych na 100 badanych, czyli osób mających wirusa, mamy 31 przypadków.

Widać zatem, że [wtedy] wpływ wyników fałszywie pozytywnych jest pomijalny. Lecz obecnie, kiedy prawie żaden przeciętny obywatel nie jest chory, jak podaje urząd statystyczny [ONS] dla ogółu populacji jest to odsetek ok. 0.1 proc, czyli dotyczy 1 osoby na 1000.

0.8 proc. to jest stały odsetek wyników fałszywie pozytywnych, który skutkuje 5- do 10-krotnie większą liczbą wyników fałszywie pozytywnych w porównaniu z wynikami prawdziwie pozytywnymi. Na początku sezonu letniego była to 20-krotnie wyższa liczba.

Wyniki fałszywie pozytywne

To musi zostać wstrzymane, ta metoda oznaczanie nie powinna być stosowana, daje on katastrofalne wyniki.

Kolejna istotna kwestia. Julio, jeśli mam rację i rząd rzeczywiście by mnie posłuchał, przyznał Mikeowi Yeadon rację, i wycofano by ten test, to tak naprawdę nic strasznego byśmy nie zaobserwowali.

Owszem mamy ludzi w szpitalach, owszem niektóre osoby umierają, ale w porównaniu do przewidywanych tysięcy zgonów dziennie, mamy do czynienia z zaledwie 1 proc. tej liczby. Nie ma rząd czym straszyć.

Tak mi właśnie przyszło na myśl, nie wiem, dlaczego tak się robi, nie chcę tu snuć jakichkolwiek teorii spiskowych, jeśli rząd chce, abyśmy się bali, to najlepszą do tego metodą byłoby stosowanie testu dającego głównie wyniki fałszywie pozytywne. Bo jakby tego nie przeprowadzić, takie będą tego efekty.

Julia: W tym rzecz – im więcej testów wykonasz, tym więcej wyników fałszywie pozytywnych otrzymasz, w rzeczywistości przyczynisz się do zwiększenia prawdopodobieństwa ich otrzymania. 3899 przypadków [pozytywnych wyników] odnotowano wczoraj, a więc zbliżamy się do progu 4 tys. przypadków dziennie, liczba przypadków rośnie.

Ale proporcja prawdziwie pozytywnych wyników do liczby testowanych także rośnie. Czyli mamy do czynienia ze wzrostem częstotliwości występowania choroby. Obserwujemy także wzrost liczby przyjęć do szpitali oraz liczby zgonów.

Profesor z Uniwersytetu w Oksfordzie powiedział wczoraj w wywiadzie dla telewizji, że jest to normalny efekt sezonowy obserwowany we wrześniu. Wygląda na to, że z normalnych trendów sezonowych robimy katastrofę. Więcej osób umrze na grypę, na zapalenie płuc, zwiększy się liczba zachorowań na katar, więcej będzie przypadków COVID-19, ale nie oznacza to, że wkraczamy w drugą falę.

Dr Mike Yeadon: Tak, w pełni się zgadzam. Pełna racja. Staram się to wyjaśniać osobom, które zainteresowane są podłożem tej sytuacji. Mój nowy artykuł na stronie Tobiego Young “Lockdown Sceptics” (Sceptycy w kwestii lockdownu).

Nie jestem przeciwnikiem lockdownu jeśli jest jednorazowy, ale już kolejny taki lockdown uważam za zbyt drastyczny środek, który rujnuje ludzkie życia, i co gorsza, wcale nie chroni ludzi przed zakażeniem, po prostu odkłada je w czasie.

Uważam, że lockdown nie ocali ludzkich żyć, ale pozbawia nas dostępu do usług NHS [odpowiednik NFZ]. Każdy wie, że jest problem z dostępem. Starają sie, jak mogą, ale nakazano im, nie wiem na jakiej podstawie, by minimalizowali obłożenie pacjentami.

Mówię serio, to jest moja pierwsza teza. NHS celowo minimalizuję liczbę aktywnie przyjmowanych pacjentów, ogranicza dostęp do zabiegów i operacji, ponieważ szykują się na drugą falę.

Julio, jeśli dasz mi chwilkę. Chcę tylko powtórzyć mój apel do Matthew Hancocka i prof. Fergussona. Jeśli wierzycie Panowie, że druga fala nadejdzie, to powinniście mieć na to dowody. Jakie posiadacie dowody uprawniające Was to formułowania takiej tezy?

Ponieważ na jakiejś podstawie musicie sądzić, że fala ta nadejdzie. Odbieracie nam dostęp do usług NHS i zamykacie nas w domach, by tej fali uniknąć.

Ja jednak przeanalizowałem literaturę i nie znalazłem żadnej przesłanki, i jak już Carl Heneghan wspomniał, zdecydowanie w tej fali się nie znajdujemy. Kiedy przeanalizuje się dane w sposób rzetelny, można wnioskować – znów za prof. Heneghanem – że jesteśmy co najwyżej na szczycie 2 lekkiej fali/zmarszczki.

Julia: Ok. Dziękuję bardzo, dr Mikeowi Yeadon, dawnemu głównemu doradcy naukowemu w Pfizer.

 

Dr Mike Yeadon: Jaki jest wskaźnik fałszywie dodatnich wyników? – napisy PL

 

 

COVID-19: Dzienna liczba przypadków i zgonów w Anglii i Walii, wrzesień 2020

Dzienka liczba przypadków COVID-19 w UK, 29październik