Nauka kontra Natura. Kto wygra? – Forrest Maready
W tym materiale, moi przyjaciele, zajmę się poważnymi tematami.
Filmik o Zika, który ostatnio zrobiłem, dzisiaj właśnie osiągnął 1 milion obejrzeń. Pomyślałem więc sobie, że w nagrodę zrobię sobie ten filmik, który obejrzy może… 100 osób. Filmik ten pełen jest rozmaitych drobiazgów, którymi zazwyczaj zaprzątam sobie umysł, gdy koszę trawnik czy przymierzam się do zjedzenia zapiekanki. Staram się, by moje filmiki były lekkie, dostępne dla każdego oraz rozrywkowe.
Ale mam zamiar powiedzieć o czymś, co jest niezwykle istotne w kontekście całej tej debaty i nie mogę tego dokonać bez współudziału waszych kor mózgowych. Więc przynieście sobie butelkę Pliny the Elder (piwo) lub szklaneczkę Pinot (wino) i posłuchajcie.
Zauważyłem pewną rzecz – pewien rozłam, a może tylko zwykłą prawidłowość – kiedy rozmawiałem przez te parę ostatnich dni z ludźmi na temat wirusa Zika.
Prawidłowość ta najlepiej opisana została w książce Thomasa Sowella „Oni wiedzą lepiej”. Autor opisuje w niej grupy „namaszczonych” (oświeconych – wersja z polskiego wydania książki) i „nienamaszczonych” (nieoświeconych – wersja z polskiego wydania książki).
Po prostu – ludzie należą do grupy „namaszczonych”, czyli intelektualistów, którzy zdolni są do podejmowania decyzji nieegoistycznych, dobrodusznych i wolnych od wszelkich nieprzewidzianych konsekwencji. Bądź do grupy „nienamaszczonych”, czyli osób mniej inteligentnych, które postępują egoistycznie i w zasadzie powinny zamilknąć i oddać swoją wolność w ręce „namaszczonych” – tych, którzy wiedzą lepiej, co jest dobre dla każdego z nich.
Gdy tylko uświadomicie sobie tę prawidłowość, zaczniecie dostrzegać jej przejawy w wielu różnych miejscach i sytuacjach. Dostarcza ona kontekst znaczeniowy zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś zaczyna obiecywać, że jego wielki plan coś tam naprawi.
Gorąco polecam tę książkę, jeśli nie mieliście nigdy okazji poczytać o tego typy zjawiskach społecznych. Ostatnio dość długo rozmawiałem z badaczem wirusa Zika i odkryłem pewną prawidłowość wyłaniającą się w kontekście naszych wspólnych rozważań.
Nauka kontra Natura
A mianowicie: spór wytwór Natury kontra wytwór człowieka.
Gdy rozmawialiśmy na temat jego badań nad wirusem Zika, a także innych odkryciach naukowych naszej ery, zauważyłem, że te wszystkie złe rzeczy, które się wydarzyły: Zika, Polio, AIDS, itd., jego zdaniem wynikały z przyczyn naturalnych. Mutacja wirusa, kaprys Natury, niepowtarzalne wydarzenie.
Natomiast ja byłem skłonny szukać przyczyn w działalności człowieka. Zanieczyszczenia przemysłowe, pestycydy, wymykający się spod kontroli pęd do szczepień, itd. Według mnie w Naturze istnieje pewna równowaga, a jeśli nagle coś się chrzani, zazwyczaj przyczyna tkwi w działalności człowieka.
On natomiast postrzega Naturę jako drapieżcę, który ewoluuje i bezustannie dąży do zgładzenia Ludzkości – to moje, nie jego słowa – ale co ciekawe, jeśli chodzi o kwestię rozwiązania tych problemów, stanowiska są wręcz odwrotne. Według niego rozwiązanie tych problemów wymaga użycia wynalazków ludzkich – szczepionki, genetycznie zmodyfikowane komary, pestycydy bezpieczne dla środowiska.
Ja natomiast uważam, że rozwiązanie zazwyczaj wymaga odrzucenia tych ludzkich wynalazków – niech Matka Natura i miliony lat prób i błędów załatwią tę sprawę.
Byłem zaskoczymy tym, jak konsekwentnie ten motyw się pojawiał.
Nie było żadnego takiego problemu, który mógłbym przedstawić, a którego on nie przypisałby Naturze, a ja widziałbym go jako wynik działalności ludzkiej.
Polio!
Trywialny wirus, z którym aż do początku XX wieku zaledwie garstka ludzi miała problem.
Na początku XX w. jednak wirus ten powoduje u niektórych osób paraliż.
Ja – „Arszenik i DDT (Dichlorodifenylotrichloroetan) zaczęto stosować właśnie w tym czasie, co nie pozostało bez wpływ na system immunologiczny i w konsekwencji umożliwiło wirusowi dostanie się do kręgosłupów ludzi.”
Naukowiec – „Prawdopodobnie jakaś nowa odmiana wirusa, która wcześniej nie istniała lub jakiś mało znany wirus, na temat którego nie ma jeszcze literatury.”
Ja – „Przestańcie stosować pestycydy i sprawdźcie, czy zdrowie ludzi się poprawi.”
Nauka – „Wynajdźmy szczepionkę, która ochroni ludzi.”
I tu rzecz interesująca – jeśli tylko poruszyć problem globalnego ocieplenia, stanowiska się znów odwracają.
Te same grupy ludzi zmieniają swoje przekonania o 180 stopni jeśli chodzi o problem globalnego ocieplenia.
Naukowcy – „Globalne ocieplenie jest wytworem człowieka.”
Naturaliści, jak ich nazywam, czyli my – „Wszechświat nie jest stały, czas się kurczy i rozszerza, planety oscylują, temperatury fluktuują.”
Jeśli tego teraz nie powiem, to niektórzy mogą oszaleć. Zanieczyszczanie środowiska nie jest dobrą rzeczą, emisja dwutlenku węgla musi być zredukowana, gdyż inaczej niszczymy ekosystem, którego jesteśmy częścią. Nie możemy dłużej kroczyć tą ścieżką – coś się musi zmienić.
Nie jestem pewien, czy nasze Priusy są dobrą odpowiedzią, ale już wszystko dobrze? Możesz oddychać?
Wracając. Naukowiec – „Globalne ocieplenie jest wynikiem ludzkiej działalności.”
Naturaliści – „Ziemia jest bytem dynamicznym, który oddziałuje z miliardami innych dynamicznych bytów. Każdy mierzalny atrybut Natury jest zawsze płynny i zmienny. To jak sama tylko ludzkość wpłynęła na temperaturę Ziemi jest przedmiotem niekończącej się debaty.”
Skąd ta różnica? Dlaczego taka zmiana stanowisk?
Załóżmy, że każda osoba na Ziemi wpisuje się wyłącznie w jedną z tych grup.
Jak to się dzieje, że choroby takie jak Polio, AIDS czy Zika są przez jednych uznawane za konsekwencje nieszczęśliwych zbiegów okoliczności w Naturze, a przez drugich za konsekwencje ludzkich błędów. Ale gdy tematem staje się globalne ocieplenie, nagle stanowiska ulegają zamianie.
Naukowcy twierdzą, że jest to problem wynikający z działalności ludzkiej, a naturaliści wręcz przeciwnie – jest to zjawisko naturalne.
Dlaczego tak się dzieje?
Przypuszczam, że jest to „naturalna” reakcja wynikająca z założenia, że ludzkie błędy można naprawić wracając do naturalnego porządku i pozwolić Naturze zająć się tym problemem. Wszystkie żywe stworzenia posiadają zdolność do samoleczenia. Uważam, że Ziemia także posiada taką zdolność.
Pewnie to jest ten moment, kiedy powinienem zastanowić się czy ci, którzy spokojnie zakładają, że wszelkie problemy naturalne można rozwiązać za pomocą działań ludzkich. Zwłaszcza takich działań, które nie uwzględniają i nie szanują kompleksowości systemu, w który ingerują.
A już zwłaszcza wtedy, kiedy wiele z tych rozwiązań w przeszłości przyniosło mnóstwo cierpień.
Wydaje mi się, że powód dla którego naukowcy radykalnie zmieniają swoje stanowisko wynika z tego, że jeśli są oni przekonani, że problem można rozwiązać poprzez ingerencję ludzką, będą skłonni przyczynę problemu przypisać Naturze. Dzieje się to w podświadomości – naukowcy pewnie zaraz podniosą raban, że wcale tak nie jest – ale mi wydaje się, że ten proces ma miejsce, tylko oni sobie nie zdają z tego sprawy.
Na przykład, jeśli udałoby nam się wynaleźć technologię opartą na impulsie elektromagnetycznym, za pomocą której moglibyśmy „załatać” dziurę ozonową, albo jakieś związki chemiczne pochłaniające ciepło, które moglibyśmy rozpylić w atmosferze i „ostudzić” Ziemię, to przypuszczam, że wtedy pojawiłaby się zupełnie inna narracja. W tejże narracji globalne ocieplenie byłoby przypisywane naturalnym fluktuacjom temperatury na Ziemi. Ale, Bogu dzięki, wynaleźliśmy technologię, która pozwoli nam na ostudzenie Ziemi i ocalenie naszej Cywilizacji.
Ponieważ nie wydaje się, żeby obecna nauka posiadała potencjał do walki z globalnym ociepleniem, problem ten jest przedstawiany jako konsekwencja ludzkich działań i może być rozwiązany wyłącznie poprzez powrót do stanu bardziej naturalnego. Innymi słowy – więcej samochodów Toyota Prius.
Nie tak dawno nagłówki gazet i magazynów pełne były doniesień o globalnym ochłodzeniu, o nowej epoce lodowcowej, która przyniesie śmierć przez zamrożenie.
Pamiętacie to?
Czy te osoby były w błędzie, czy były one zwykłymi bufonami, niedorastającymi inteligencją nowoczesnym naukowcom do pięt?
Czy żądali oni więzienia dla tych wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzali?
Nie mogę nie zauważyć podszytych fanatyzmem religijnym postaw prezentowanych przez obóz naukowców. Tej absolutnej wiary w to, że nauka pozwoli im rozwiązać każdy problem. Absolutnej pogardy dla osób, które myślą inaczej niż oni. Totalnej, niezachwianej wiary w naukę i ich niezdolności do zaakceptowania faktu, że w przeszłości mogły zostać popełnione błędy.
Mają swoich kapłanów, wraz z odpowiednim ubiorem i rytuałami, a także apostatów – zbuntowanych naukowców i badaczy, którzy noszą te same szaty, ale mówią rzeczy, których nie powinni mówić.
Mają nawet swoje święte pisma do których bezustannie się odwołują, by utwierdzić się w swoich przekonaniach.
Jasne, są inne pisma, które twierdzą coś zupełnie innego, ale przecież ich pisma są święte – pozostałe to apokryfy, a nie część “Biblii”.
Zawsze uważaliśmy religię za system przekonań o charakterze duchowym, ale jeśli tylko poszerzymy trochę tę definicję i uznamy religię za system wiary i praktyk z nią związanych, nie potrzeba jakiejś wyszukanej metafory, by potraktować naukę jako swoistą religię.
– „Ależ nasz system jest rzeczywisty!” – zaczną krzyczeć.
– „Możemy go badać w laboratorium!”
Tak, możecie. Jasne, że możecie…
Jest także mnóstwo rzeczy, do zbadania których w laboratorium nie jesteście w stanie nawet przystąpić, a także wiele rzeczy, których nigdy w laboratorium nie zbadacie.
No, ale to tylko takie moje gadanie.
Jako osoba, która najwidoczniej zalicza się do grupy naturalistów, jestem zatrwożony fanatyzmem prezentowanym przez obóz naukowców – ten fanatyzm jest widoczny wszędzie. Za tydzień mam w planach opowiedzieć historię o dwóch lekarzach, którzy twierdzą, że rodzicom, którzy nie szczepią swoich dzieci, powinno się te dzieci odebrać siłą.
Ten fanatyzm jest widoczny w przypadku “osób od globalnego ocieplenia”, którzy chcą sądu i więzienia dla tych, którzy nie zgadzają się z ich przekonaniami.
Gdy tylko uświadomicie sobie, że jest to zwykła religia, a oni są fanatycznymi jej wyznawcami, zrozumiecie, dlaczego twierdzę, że jest to wojna religijna, a nie wojna naukowa. Właściwie powinienem użyć określenia „wojna pomiędzy wiarą, a danymi”. Dane nie mają znaczenia, jeśli nie potwierdzają przekonań tych osób.
Oni powiedzą oczywiście to samo o nas, że ignorujemy dane, które nie potwierdzają naszych przekonań. Różnica tkwi w tym, że ja jestem absolutnie w stanie się do tego przyznać, a oni nie. Jesteśmy ludźmi, jesteśmy stronniczy, mamy pewne przeświadczenia, które istnieją poza obiektywnymi danymi.
Nie jesteśmy stworzeniami racjonalnymi, funkcjonujemy na zmienne sposoby, czego przykładem może być nasza nieszczęsna zdolność do wmawiania sobie, że jesteśmy perfekcyjnie racjonalni. To jest bardzo ważne, więc powtórzę to jeszcze raz. Kluczową różnicą pomiędzy tymi dwiema grupami jest to, że my jesteśmy w stanie przyznać się, że nie jesteśmy racjonalni, że popełniamy błędy. Oni natomiast nie są w stanie tego zrobić. Oni umieszczają racjonalne myślenie na najwyższym piedestale i błędnie zakładają, że je osiągnęli.
To założenie było już przyczyną wielu cierpień ludzkich i stanie się przyczyną jeszcze większych – większych niż te spowodowane przez Wojny Światowe. Przez ostatnie dni dużo rozmawiałem z ludźmi na temat wirusa Zika i nienawiść, którą ci ludzie pałają, jest szalenie intensywna. Nawet nie potrafią wysłuchać mnie do końca, pienią się tylko i niezwłocznie chcą mnie uciszyć.
Bo przecież dla nich powiedzenie, że Zika może być problemem wynikającym z działań ludzkich jest herezją, grzechem śmiertelnym. Zakładają te swoje aureole i zachowują się tak, jakbym ja nie przejmował się losem cierpiących matek i dzieci.
– „Jak śmiesz!” – mówią.
– „Nie widzisz, jaką krzywdę Zika wyrządza tym dzieciom!?”
Sam już nie wiem, czy oni tak naprawdę myślą, czy tylko są zaślepieni gniewem, że śmiem kwestionować ich religię.
Ja uważam, że poddawanie przez kogoś pod dyskusję tego, czy dany problem jest konsekwencją ludzkich działań czy nie, nie czyni tej osoby złą, ignorantem czy osobą niebezpieczną. Ja tylko staram się podejść do problemu z otwartym umysłem. Ta różnica ma dla mnie znaczenie – chcę się dowiedzieć, czy zaistniały problem jest wynikiem naszych działań czy nie.
Jeśli jest, to może będziemy mogli zapobiec powtórzeniu się podobnej sytuacji w przyszłości. Ale w mniemaniu dewocyjnego naukowca, jeśli poddajesz pod dyskusję to, czy coś jest wytworem działań ludzkich czy nie, kwestionujesz jego wiarę, cały światopogląd. Oni nie potrafią zrozumieć, że ktoś może dyskutować nad przyczynami problemu i zarazem troszczyć się o to, by pomóc ludziom.
Naprawdę jest to dziwne, jakieś krótkie spięcie w ich mózgu, czy co?
Wraz z zaostrzeniem się naszego sporu obawiam się, że do potyczek dochodzić będzie częściej. Nasz program wymaga tylko pokoju i głębokiego zrozumienia tego, jak działa Natura. My nie chcemy niczego nikomu odbierać wbrew ich woli.
Ich program natomiast domaga się całkowitego poddania się i posłuszeństwa ludzi z całego świata. Poza tym już przyznali publicznie, że jeśli zajdzie taka potrzeba, użyją siły. Właściwe to już używają siły narzucając innym swoje przekonania.
Mi to nie sprawia przyjemności, naprawdę.
Jako osoba, która całe życie spędziła pokojowo pracując i bawiąc się, jest mi przykro, że do tego musiało dojść. Ale jeśli oni nie chcą „żyć i dać żyć innym”, to ja nie pozostanę dłużnym. Ja się nie poddam ich żądaniom, nie poddam się ich ciemiężeniu.
Oto moja – i mam nadzieję, że Wasza także – niesamowita opinia.
Nauka kontra Natura – Kto wygra?
Zobacz na: Nauka dawniej i dziś – Marian Mazur
Magia słów – Marian Mazur
Zagadnienie prawdy w nauce – Marian Mazur
Sześć rodzajów problemów – Marian Mazur
Rozumienie pojęcia prawdy w różnych systemach sterowania społecznego – Józef Kossecki
Myślenie pojęciowe, a myślenie stereotypowe
O tworzeniu pojęć klasowych oraz teoriach adekwatnych, kulawych i skaczących – Leon Petrażycki
Metoda Trivium
Niszczenie nauki polskiej – Józef Kossecki
Społeczne procesy poznawcze – Józef Kossecki
„Naukowców interesuje rzeczywistość, jaka jest. Doktrynerów interesuje rzeczywistość, jaka powinna być.
Naukowcy chcą, żeby ich poglądy pasowały do rzeczywistości. Doktrynerzy chcą, żeby rzeczywistość pasowała do ich poglądów.
Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami naukowiec odrzuca poglądy. Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami doktryner odrzuca dowody.
Naukowiec uważa naukę za zawód, do której czuję on zamiłowanie. Doktryner uważa doktrynę za misję, do której czuje on posłannictwo.
Naukowiec szuka „prawdy” i martwi się trudnościami w jej znajdowaniu. Doktryner zna „prawdę” i cieszy się jej zupełnością.
Naukowiec ma mnóstwo wątpliwości, czy jest „prawdą” to, co mówi nauka. Doktryner nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest „prawdą” to, co mówi doktryna.
Naukowiec uważa to, co mówi nauka za bardzo nietrwałe. Doktryner uważa to, co mówi doktryna, za wieczne.
Naukowcy dążą do uwydatniania różnic między nauką a doktryną. Doktrynerzy dążą do zacierania różnic między nauką a doktryną.
Naukowiec nie chce, żeby mu przypisywano doktrynerstwo. Doktryner chce, żeby mu przypisywano naukowość.
Naukowiec unika nawet pozorów doktrynerstwa. Doktryner zabiega choćby o pozory naukowości.
Naukowiec stara się obalać poglądy istniejące w nauce. Doktryner stara się przeciwdziałać obalaniu poglądów istniejących w doktrynie.
Naukowiec uważa twórcę nowych poglądów za nowatora. Doktryner uważa twórcę odmiennych idei za wroga.
Naukowiec uważa za postęp, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w nauce. Doktryner uważa za zdrajcę, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w doktrynie.
Naukowiec uważa, że jeżeli coś nie jest nowe, to nie jest wartościowe dla nauki, a wobec tego nie zasługuje na zainteresowanie. Doktryner uważa, że jeżeli coś jest nowe, to jest szkodliwe dla doktryny, a wobec tego zasługuje na potępienie.
Naukowcy są dumni z tego, że w nauce w ciągu tak krótkiego czasu tak wiele się zmieniło. Doktrynerzy są dumni z tego, że w doktrynie w ciągu tak długiego czasu nic się nie zmieniło.” – Marian Mazur
„Wiem, że większość ludzi, nawet tych dobrze sobie radzących z problemami najwyższej złożoności, rzadko jest w stanie zaakceptować choćby najprostszą i najoczywistszą prawdę, jeśli zmusza to ich do ogłoszenia fałszywości wniosków, które z upodobaniem przedstawiali swoim kolegom, o których z dumą mówili innym, i z których, nić po nici, utkali materię swojego życia.” – Lew Tołstoj