Rodzice i dziadkowie są mądrzejsi od lekarzy – Jak wychować zdrowe dziecko… wbrew twojemu lekarzowi – dr Robert S. Mendelsohn
Doktor Robert S. Mendelsohn znany jest z krytycznego spojrzenia na współczesną medycynę. Jest autorem kilku kontrowersyjnych książek. Jedną z nich jest pozycja „Wyznania medycznego heretyka” (Confessions of a Medical Heretic). Druga nosi tytuł „Jak wychować zdrowe dziecko na przekór twojemu doktorowi” (How to raise a healthy child in spite of your doctor).
Poniżej jest to pierwszy rozdział z książki Roberta S. Mendelsohna pod tytułem Jak wychować zdrowe dziecko… WBREW twojemu lekarzowi?
Rozdział 1. Większość dolegliwości przechodzi do rana
Rozdział 3. Jak lekarze mogą uczynić zdrowe dzieci chorymi
Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, ale żadne wykształcenie nie zastąpi zdrowego rozsądku. – Arthur Schopenhauer
Rozdział 2.
Rodzice i dziadkowie są mądrzejsi od lekarzy
Rodzice często uważają, że żartuję kiedy mówię im, że matki, ojcowie i dziadkowie są bardziej kompetentni od lekarzy w kierowaniu zdrowiem swoich dzieci. Jednak mocno w to wierzę z powodów, które są zarazem proste i dogłębne.
O ile nie przekroczyłeś pięćdziesiątki i nie przeprowadziłeś się poza większe miasta naszego kraju to nie można oczekiwać żebyś pamiętał klasycznego „doktora rodzinnego”, którego dziś nie jest łatwo znaleźć. Ci z nas, którzy mogą takich pamiętać są skłonni by wspominać ich z uczuciem ciepła i sentymentu, bo przypominają sobie doktora rodzinnego jako przyjazną, wrażliwą, skromną, dodającą otuchy i współczującą postać w naszym życiu.
Rodzinny doktor tego okresu często był blisko związany z naszymi rodzinami przez dwa, trzy a nawet cztery pokolenia. Znał indywidulaną osobowość każdego z nas, podchodził z wrażliwością do naszych postaw, nastrojów i dziwactw. Patrzył na nas jak na istoty ludzkie potrzebujące pomocy a nie obiekty kliniczne dla wszystkich technologicznych i farmakologicznych zabiegów, które lekarze obecnie stosują w miejsce dokładnego badania klinicznego i zdrowego rozsądku.
Nasz rodzinny doktor znał naszą medyczną historię, a często również tą dotyczącą naszych rodziców i dziadków. Przez większość czasu potrafił wysłuchać nas nie okazując zniecierpliwienia, życzliwie odpowiadał na nasze pytania, uspokajał nasze lęki oraz prosto i jasno wyjaśniał co dzieje się w naszym ciele i umyśle. Jego gabinet był ciepły, wygodny i nie budził zagrożenia swoim wyglądem a on sam miał pasującą do niego osobowość. Jeśli czuliśmy się zbyt chorzy by go odwiedzić w gabinecie to on przychodził do nas, wierząc że bardziej sensowne jest by to zdrowy doktor odwiedzał chorego pacjenta niż odwrotnie. Nie pozwalał by jego ego i medyczne wykształcenie zastąpiło drogę jego człowieczeństwu i zdrowemu rozsądkowi. Jeśli potrzebowaliśmy jakąś pigułkę to dostawaliśmy ją, ale dużo częściej uśmierzał nasze obawy i niepokoje za pomocą niczego więcej jak spokojnego zapewnienia i otuchy. Przyjaźnie pogłaskał po głowie i pozwolił działać naturze bez zbędnej ingerencji.
Wyznam, że w moim umyśle ten sympatyczny duch może wydawać się nieco romantyczny, ale nawet uwzględniając to, myślę, że taki właśnie powinien być współczesny lekarz. Niestety tylko bardzo niewielu jest takich, więc spada to na ciebie rodzicu by przejąć wiodącą rolę w zapewnieniu zdrowia twego dziecka.
Jak mogę twierdzić że rodzice, bez medycznego wyszkolenia, są o wiele bardziej w stanie zapewnić większość zdrowotnych potrzeb ich dziecka niż pediatra? Po prostu dlatego, że masz wolę i jesteś zdolny poświęcić twojemu dziecku czas i uwagę, a twój lekarz nie. Najważniejszymi elementami w diagnostyce choroby są zmiany zachowania, wyglądu i historia chorobowa dziecka. Jako rodzic jesteś niesamowicie wrażliwy na zmiany wzorów zachowania twojego dziecka, szybko zauważasz zmianę w jego wyglądzie i dokładnie znasz jego historię chorobową, a także swoją własną i prawdopodobnie swoich rodziców.
Typowy pediatra, który przyjmuje taśmowo 30, 40 a nawet 50 pacjentów dziennie nie zna twojego dziecka tak dobrze jak ty i ani nie ma czasu ani ochoty dobrze się zapoznać z jego historią chorobową. Cała technologia którą się posługuje – badania, zastrzyki, prześwietlenia, farmaceutyki i teoria – w większości przypadków nie są w stanie zastąpić zdroworozsądkowej troski, jaką może zapewnić świadomy rodzic.
Dlatego właśnie pediatra nigdy nie może być głównym autorytetem w ocenie tego czy twoje dziecko jest chore a ty nigdy nie powinieneś na to pozwolić, żeby takim się stał. Ty masz o wiele lepsze kwalifikacje w ocenie stanu swojego dziecka niż lekarz. Najzwyczajniej i po prostu dlatego, że znasz swoje dziecko lepiej. Mieszkasz ze swoimi dziećmi i z zainteresowaniem oraz troską obserwujesz ich zachowanie i wygląd dzień po dniu.
WYTYCZNE DO DIAGNOZY
Jeśli twoje dziecko nie czuje się chore, nie wygląda na chore, ani nie zachowuje się jak chore to są szanse, że nie jest chore, a na pewno nie na tyle chore by wymagało wizyty lekarskiej. Ile to razy kusiło cię by zadzwonić do lekarza gdy dziecko skarżyło się na ból brzucha lub głowy, a potem byłeś zadowolony, że tego nie zrobiłeś po tym jak zastałeś swoją pociechę po godzinie lub dwóch jak przepycha się lub szarpie ze swoimi braćmi lub siostrami?
Właśnie podałem ci pierwszą z trzech zasad, którą możesz stosować przy stawianiu diagnozy, ale wciąż będę ją przypominał bo jest najważniejsza:
Zasada nr 1: Jeśli twoje dziecko nie czuje się chore, nie wygląda na chore ,ani nie zachowuje się jak chore to najprawdopodobniej nie jest chore.
Zasada nr 2: Daj Matce Naturze wystarczająco dużo czasu, aby mogła zdziałać swoje cuda zanim narazisz swoje dziecko na potencjalne fizyczne i emocjonalne efekty uboczne kuracji, którą lekarz może zastosować. Ludzki organizm posiada niesamowitą zdolność do samoleczenia – zdolność ta w większości przypadków przerasta wszystko co medyczna nauka może dokonać – i nie wywołuje niechcianych skutków ubocznych.
Zasada nr 3: Zdrowy rozsądek jest najprzydatniejszym narzędziem przy postępowaniu z chorobą. Twój lekarz jest prawdopodobnie mniej skłonny go używać niż ty i z pewnością nie jest bardziej do tego zdolny, ponieważ to nie jest to czego nauczyli go na studiach medycznych!
To prawda, że są rzadkie choroby o przebiegu mogącym zagrażać życiu wobec których właściwa kuracja medyczna jest niezbędna, ale w przypadku dzieci jest to raczej wyjątek niż reguła. Oczywiście nasuwa się pytanie : „Skąd rodzice mogą wiedzieć co jest, a co nie jest poważne?”
Odpowiedź jest taka, że nie zawsze możesz to stwierdzić, podobnie jak twój lekarz. Jednak kiedy przeczytasz tę książkę do końca to będziesz w stanie określić powagę większości dolegliwości u twojego dziecka. Będziesz potrzebował konsultacji z lekarzem tylko w niewielkiej ilości przypadków co do których będziesz miał wątpliwości.
Zauważyłem, że większość lekarzy wykonuje kompetentną pracę lecząc pacjentów, którzy są bardzo chorzy, ale mizerną pracę, kiedy przychodzi im dbać o tych, którzy są zdrowi. Jest to poważny mankament w edukacji medycznej. Student medycyny i rezydent na oddziale pediatrycznym uczą się niezmiernie mało na temat tego jak utrzymać dzieci w dobrym zdrowiu, gdyż ich edukacja zaczyna się od założenia, że każdy kto trafia do gabinetu lekarskiego będzie wymagał leczenia.
Na studiach medycznych student przechodzi około 3 miesięcy szkolenia pediatrycznego, które poświęcone jest głównie omawianiu chorób wieku dziecięcego, które miały miejsce kilka dekad temu gdy ten program nauczania został napisany lecz które obecnie praktycznie zanikły. Pochłania on dużo tendencyjnej wiedzy na temat immunizacji, ale bardzo mało uczy się o farmakologii, mimo faktu że jako praktykujący lekarz będzie wciskał dzieciom do zażywania więcej farmaceutyków niż najbardziej pracowity diler narkotykowy w mieście.
W ciągu 4 lat typowych studiów medycznych [w USA] tylko około 60 godzin jest poświęconych konkretnie farmakologii, a większość tego czasu poświęca się absorbującym nieistotnym wiadomościom o abstrakcyjnych teoriach farmakologicznych. Ostatecznie większość tego co lekarze wiedzą na temat medykamentów, które przepisują swoim pacjentom, pochodzi od członków armii przedstawicieli/reprezentantów handlowych firm farmaceutycznych. Jeśliby porównać ten związek do dystrybucji narkotyków na ulicy to przedstawiciel farmaceutyczny byłby dostawcą a lekarz – dilerem.
LEKARZE NIE SĄ UCZENI TEGO JAK WAŻNE JEST ODŻYWIANIE
Na uczelni medycznej nie robi się praktycznie niczego w kierunku nauczania studentów, że odżywianie jest często najważniejszym elementem diagnozy i leczenia. W rezultacie, zaczynają swoją praktykę nieświadomi tego, że alergie pokarmowe są główną przyczyną wielu dolegliwości u dzieci i że adekwatne żywienie jest podstawą dobrego zdrowia. Ta ignorancja popycha ich do używania leków do radzenia sobie z chorobami, które mogłyby być wyleczone prostą zmianą diety.
Jeśli student medycyny ma okazję nabyć jakieś krótkie praktyczne doświadczenie w przychodni dziecięcej to i tak nie nauczy się zbyt wiele o prawdziwym świecie medycyny w który wkrótce przyjdzie mu wkroczyć. Praktycznie cały swój czas będzie spędzał na podawaniu szczepień, dozowaniu witamin i rozdawaniu próbek mieszanki dla niemowląt dostarczonej mu przez przedstawiciela farmaceutycznego. Pacjenci których widzi, zostali przyprowadzeni przez rodziców do placówki rutynowo, na okresowe badania, więc rzadko kiedy widzi pacjenta który jest naprawdę chory i nie jest on nauczony jak rozpoznać naprawdę chorego.
Świeżo upieczeni lekarze uczą się szydzić z holistycznych placówek zdrowotnych, terapii żywieniowej i z wszelkich innych form opieki zdrowotnej, które nie wymagają lekarza po studiach medycznych. Uczą się pomstować na „szarlatanerię” lecz nikt nie wskazuje na obfitość szarlatanerii, która ma miejsce w samej medycynie konwencjonalnej. Jak może jakiś lekarz racjonalizować potępianie tych, którzy leczą pacjentów za pomocą Leatrilu [Amigdalina], kiedy on sam ponosi winę za podawanie własnym pacjentom Bendectinu, Oraflexu, Zomaxu lub Talidomidu, dopóki te medykamenty nie zostały wycofane z rynku z powodu odkrycia strasznych skutków ubocznych ich stosowania?
[„Szacuje się, że tylko od 10 do 20 % wszystkich procedur medycznych, obecnie stosowanych w praktykach lekarskich, okazało się skuteczne w badaniach z grupą kontrolną.” – Dr Kerr L. White, Assessing the Efficacy and Safety of Medical Technologies. Sierpień 1978. Office of Technology Assessment (OTA)
„Tylko około 15% interwencji medycznych jest poparte solidnymi dowodami… Po części dlatego, bo tylko 1% artykułów w czasopismach medycznych jest faktycznie naukowych i częściowo dlatego, bo wiele kuracji w ogóle nie zostało sprawdzonych.” – Dr Richard Smith, Redaktor, British Medical Journal, 5/10/91 – admin]
To, czego lekarze uczą się o karmieniu piersią – najskuteczniejszej długoterminowej ochronie, jaką może uzyskać dziecko – jest zazwyczaj wykładane przez mężczyzn, którzy z oczywistych powodów, nie są tym zainteresowani i nie mają z tym zbyt wielkiego doświadczenia. Ja usłyszałem tylko jeden wykład na temat karmienia piersią podczas 4 lat studiów medycznych. Podczas gdy moi wykładowcy to przesypiali, producenci mleka modyfikowanego byli bardzo czujni i zasypywali mnie całym stosem swojej literatury.
To czego studenci uczą się na uczelni medycznej wydaje się mieć związek w odnoszeniu sukcesów w utrzymaniu dobrego zdrowia u swych pacjentów. Są uczeni zachowywać się jak lekarze, swoim wyglądem i zachowaniem wzbudzać poczucie wszechmocy tak by ich pacjenci odczuwali względem nich podziw i szacunek.
Możesz zakładać, że niedociągnięcia uczelni medycznych są nadrabiane podczas stażu pediatrycznego, ale tak nie jest. Tam stażysta musi uporać się z hospitalizowanymi pacjentami i uczy się jak korzystać z armaty by odeprzeć atak komara, ponieważ kładziony jest nacisk na niebezpieczną technologię diagnostyczną, operacje i inne drastyczne procedury, które są rutynowo stosowane w szpitalu. Praktykant wciąż otrzymuje niewielkie lub wręcz żadne doświadczenie w radzeniu sobie z większością chorób wieku dziecięcego, które trafiają pod opiekę pediatry.
A dalej w praktyce prywatnej przekłada się to na to, że pediatra ma wewnętrzny przymus nadmiernego reagowania na proste choroby za pomocą dramatycznych interwencji; to zagrożenie które wymaga stałej czujności z twojej strony. Odniosę się do tego bardziej szczegółowo w dalszej części tej książki.
Kiedy typowy pediatra ukończy staż i otwiera swój pierwszy gabinet, zwykle jest słabo wyedukowany w tym co ma robić i w dużej mierze niewykwalifikowany. Bardzo mało wie na temat zagrożeń związanych z drastycznymi sposobami leczenia które podejmuje, skutkami ubocznymi medykamentów które przepisuje pacjentom, ryzyku zabiegów chirurgicznych które zleca lub przeprowadza, możliwej niedokładności badań na których polega lub wadach medycznej technologii którą stosuje. Nie wie praktycznie nic o najbardziej krytycznych rzeczach w pediatrycznej opiece zdrowotnej – o wpływie czynników żywieniowych, alergicznych, psychologicznych i emocjonalnych na dobrostan jego pacjentów.
W rzeczywistości pediatrzy spędzają większość czasu na leczeniu pacjentów, którzy nie wymagają leczenia a tych którzy są poważnie ranni lub chorzy kierują do specjalistów. W zasadzie kierowanie pacjentów do innych specjalistów jest tak integralną częścią ich pracy, że czasem są oni określani mianem „menadżerów dostępu” w medycznej profesji.
Być może dlatego, że sam dość długo byłem pediatrą to pozostało mi trochę przekonania, że potrzebny jest specjalista do pełnienia tej funkcji. Większość chorób wieku dziecięcego może być leczona w kompetentny sposób w domu przez świadomych i troskliwych rodziców. Kiedy kuracja medyczna jest wskazana to może być udzielona zarówno przez lekarzy ogólnych, lekarzy rodzinnych jak i specjalistów do których pacjenci są kierowani. W rzeczywistości większość z tych działań mogła by wykonać równie dobrze pielęgniarka. Taka jest właściwie praktyka w wielu innych krajach, które mają stosunkowo niewielką liczbę pediatrów lecz pomimo to wyniki medyczne w tych krajach są lepsze niż nasze w USA.
Może to wydawać się nienormalne, ale wyniki w innych krajach właśnie dlatego są lepsze ponieważ jest tam mniej pediatrów. Dzieci w tych krajach są zdrowsze bo narażone są na mniejszą ilość interwencji medycznych, a tym samym występuje mniejsze narażenie na potencjalnie szkodliwe medykamenty i technologię medyczną. Chociaż amerykańskie uczelnie medyczne bardzo mało uczą swoich studentów o farmakologii to uczą ich wykorzystywać wszelkie nowe dostępne medykamenty i technologie medyczne. Nowe środki farmakologiczne i urządzenia pojawiają się niemal codziennie, mnożąc się w laboratoriach przemysłu farmaceutycznego i producentów sprzętu medycznego. Raczej częściej niż rzadziej są one jeszcze nie do końca sprawdzone i potencjalnie niebezpieczne.
Większość rodziców zakłada, że powinni mieć prawo polegać na federalnej Agencji Żywności i Leków (Food and Drug Administration – FDA), że nie będzie dopuszczać na rynek medykamentów, dopóki nie zostanie udowodnione bezpieczeństwo ich stosowania u ludzi. Większość lekarzy, którzy nie mają prawa tego robić ponieważ wiedzą lepiej, opera się na takich samych przesłankach. To zaufanie jakim obdarzane jest FDA jest niesłuszne ponieważ praktycznie wszystkie leki są dopuszczane na rynek bez odpowiednich lub znaczących badań na ludziach. Mogą powodować natychmiastowe lub szybko następujące skutki uboczne na niektórych pacjentach, których jeszcze nie wykryto. Jeszcze bardziej prawdopodobna jest możliwość ich kumulowania w organizmie i wystąpienie w dłuższym czasie efektów ubocznych, co omówię bardziej szczegółowo w następnym rozdziale. Długotrwałe działania nigdy nie są znane w czasie gdy środek farmaceutyczny jest wprowadzany na rynek i możliwe, że nawet przez dekady nie będzie znany gdy nieopisane szkody zostały wyrządzone niczego nie podejrzewającym ofiarom.
Historia medycyny, zarówno tu w USA jak i za granicą jest pełna przykładów środków dopuszczonych do stosowania u ludzi a które zostały wycofane z rynku dopiero po tym jak niezliczona ilość ofiar zaświadczyła o swoim uszczerbku na zdrowiu. Można tu przypomnieć kilka bardziej sensacyjnych przykładów – DES, MER 29, talidomid. By jeszcze bardziej skomplikować ten problem, to mimo że FDA ma uprawnienia by nie dopuścić niesprawdzonych leków na rynek, to praktycznie nie ma żadnej władzy by wycofać z rynku raz zatwierdzony produkt. Brakuje również skutecznego mechanizmu nadzoru po wprowadzeniu [postmarketing] danego leku do obrotu, który alarmowałby społeczeństwo o destrukcyjnych skutkach ubocznych medykamentu. Dlatego zagrożenia związane ze stosowaniem leków są często ujawniane w krajach europejskich w których działa nadzór po wprowadzaniu do obrotu i który wyciąga zagrożenia na światło dzienne.
LEKARZE RZADKO SPRAWDZAJĄ LEKI, KTÓRE STOSUJĄ
Lekarz, który zapoznaje się z badaniami, którym poddano lek lub kurację zanim zacznie je stosować na swoich pacjentach należy do rzadkości. Nawet wtedy gdy pojawiają wątpliwości na temat powszechnie przepisywanych leków, większość lekarzy nie zwraca na to żadnej uwagi. FDA poleciła producentom kilku leków, które lekarze najczęściej przepisują dzieciom, że albo dostarczą dowody na to, że ich produkty są bezpieczne i skuteczne, albo muszą je wycofać z rynku. Producenci leków przez całe lata przepychają się z FDA, gdy w tym czasie cały czas sprzedają te medykamenty. W większości przypadków muszą jeszcze wynaleźć dowód na to, że te leki mają jakiekolwiek pozytywne działanie, jednak lekarze wciąż je przepisują. I nie mówię tu o kilku czy kilkunastu lekach lecz dosłownie o setkach.
To wydaje się niemal niewiarygodne, ale amerykańscy rodzice wydają miliony dolarów rocznie na leki, które lekarze przepisują ich dzieciom, nie posiadając przy tym żadnego dowodu, że te środki farmaceutyczne są skuteczne i bezpieczne lub co gorsza, wobec uzasadnionych zarzutów, że takie nie są. Spośród 30 leków oznaczonych przez FDA jako nieskuteczne, które były najczęściej przepisywane w 1979 roku, ponad połowa – w tym 3 najpopularniejsze są wciąż przepisywane dzieciom. Ta lista obejmuje Dimetapp, Actifed, Donnatal, Ornade Spansules, Phenergan Expectorant, Tuss-Ornade, Phenergan VC Expectorant with Codeine, Actifed C Expectorant, Bentyl, Phenergan Expectorant Plain, Benylin Cough Syrup, Marax and Marax DF, Dimetane Expectorant, Ambenyl Expectorant, Dimetane Expectorant DC i Teldrin [Ze współczesnych – Bioparox, Detralex, Vioxx – admin]. Kiedy następnym razem twój lekarz przepisze jeden z nich twojemu dziecku, zapytaj go dlaczego wciąż stosuje lek którego producent nie był w stanie wybronić jako leku o jakimkolwiek pozytywnym działaniu.
Podczas wczesnych lat mojej praktyki kiedy byłem jeszcze na tyle naiwny by wierzyć we wszystko czego nauczono mnie na studiach medycznych, popełniałem ten sam błąd postępując w ten sposób. Podczas mojego stażu na oddziale pediatrycznym uczono mnie używania naświetlań rentgenowskich (radioterapii) by leczyć migdałki, trądzik, grzybicę skóry głowy, powiększone węzły chłonne i grasicę. Nikt mi nie powiedział, że powinienem się obawiać długofalowych skutków ubocznych tej kuracji, ani nie przyszło mi do głowy pytanie czy nie wyrządzam swoim pacjentom jakiejś szkody, która objawi się w przyszłości.
Wtedy przyjmowałem wszystko na wiarę i oczekiwałem tego samego od swoich pacjentów. Wstyd mi teraz z tego powodu i jestem podejrzliwy wobec każdej nowinki medycznej, gdyż owe naświetlanie promieniami rentgenowskimi było odpowiedzialne za ogromny wzrost zachorowań na raka tarczycy u pacjentów poddawanych temu zabiegowi. Szkody z tego powodu są wciąż odkrywane po dziś dzień. Jeszcze tragiczniejszy jest fakt, że w przypadku powiększonych węzłów chłonnych i grasicy, leczyliśmy nie istniejącą dolegliwość. Ich rozmiar ostatecznie zmniejszał się bez leczenia, w naturalnym porządku rzeczy.
Kto wie jakie wystąpią przyszłe konsekwencje z powodu rzeczy, których nauczani są dzisiaj stażyści na oddziałach pediatrii? Uczą się stosować fototerapii do kurowania żółtaczki fizjologicznej u noworodków, nacięcia błony bębenkowej przy infekcji ucha, antybiotyków na prawie wszystko, hormonów w celu kontrolowania wzrostu, silnych medykamentów zmieniających zachowanie dziecka, badań, szczepień i innych procedur, których długotrwałe skutki są jeszcze nieznane. Konsekwencje nie zostały jeszcze w pełni ujawnione, ale jeśli ponownie przyjrzymy się poprzednim katastrofom, które zaśmieciły drogę „postępu medycznego” to można być pewnym, że będzie ich wiele i będą tragiczne w skutkach.
Jak sprawdzane są szczepionki pod kątem bezpieczeństwa?
Jeśli jest coś pewnego w praktyce medycznej to to, że lekarze wydają się nie wyciągać jakichkolwiek wniosków z ich błędów i większość z nich wydaje się obojętna na podstawowe założenie przysięgi Hipokratesa „Po pierwsze, nie szkodzić”. Lekarze wyrządzają wiele szkód, ale sama struktura ich medycznej edukacji sprawia, że są oni mało wrażliwi na szkody, które wyrządzają.
„Chcemy by nasi lekarze byli opiekuńczy i wrażliwi”
powiedział ostatnio Daniel Borenstein, rektor UCLA School of Medicine (Uniwersytet Medyczny w Los Angeles),
„ale jeśli będą nadmiernie wrażliwi to trudno im będzie dalej pełnić ich funkcję. Kontynuując naukę na studiach medycznych trzeba hartować w sobie ducha”.
Stażyści pediatryczni mogą stać się dość wykwalifikowani w wykonywaniu pewnych procedur medycznych w szpitalu, jak wkłuwanie igieł do żył i tętnic, przeprowadzania rdzeniowych punkcji a nawet wykonywaniu tracheotomii w tchawicy i oskrzelach. Jednakże te umiejętności szybko zanikają po tym jak opuszcza szpital i zaprzestaje ich stosowania. W ciągu roku lub dwóch nie można już polegać na wielu jego umiejętnościach, których się nauczył. Na szczęście dla niego i jego pacjentów nie robi to wielkiej różnicy gdyż bardzo rzadko potrzebuje ich używać. Pediatrzy zwykle uczyli się leczyć dzieci w klinikach lub oddziałach pediatrycznych gdzie były one ofiarami ekonomicznego ubóstwa, niewłaściwej higieny, ubogiego odżywiania i w konsekwencji cierpiały dolegliwości rzadko spotykane w społeczeństwie klasy średniej lub pośród klientów gabinetów pediatrycznych funkcjonujących w bogatych dzielnicach. Ponieważ większość pediatrów podejmuję praktykę tam gdzie są pieniądze to istnieją marne szanse, że będą kontynuować leczenie dzieci z biednych rodzin gdy otworzą swój prywatny gabinet. W rzeczywistości przez większość czasu będą leczyć dzieci, które właściwie nie potrzebują leczenia gdyż nie są poważnie chore.
CO LEKARZE SĄ NAUCZENI ROBIĆ W RAZIE POPEŁNIENIA BŁĘDÓW
W ramach przygotowania do rozpoczęcia prywatnej praktyki podczas mojego stażu pediatrycznego zostałem nauczony co robić jeśli popełnię potworny błąd. Nie powiedziano mi co mam powiedzieć rodzicom dziecka by lepiej mogli sobie poradzić ze swoim smutkiem, ani nie wyłożono mi żadnych etycznych standardów, których mógłbym się trzymać. Zamiast tego zostałem pouczony by zadzwonić do mojego ubezpieczyciela od błędów medycznych i postępować według podanych mi instrukcji. Gdybym musiał powiedzieć coś publicznie o poważnym, może nawet śmiertelnym w skutkach błędzie to miała być to magiczna fraza „To co stało się temu biednemu dziecku to przypadek jeden na milion”.
Dlatego jeśli coś pójdzie nie tak, często możesz usłyszeć jak lekarz mówi: „To przypadek jeden na milion”. W Toronto był głośny przypadek Stephena Yuz, który trafił do szpitala dziecięcego i zdiagnozowano u niego wymioty na tle psychologicznym. Zmarł kilka dni później z powodu niedrożności jelit. To oczywiście był „ten przypadek jeden na milion” tak jak śmierć dziecka w Chicago w wyniku badania na astmę.
Nie mogę uczyć się na błędach, do których się nie przyznaję. – Nathaniel Branden
W tym rozdziale próbowałem odwieść cię od ślepej wiary w twojego pediatrę i podkreślić, że szukanie pomocy lekarskiej kiedy twoje dziecko tak naprawdę jej nie potrzebuje może narazić je na jeszcze większe ryzyko. Pomoc lekarska powinna być twoim ostatnim rozwiązaniem a nie pierwszym. Z przeważającą większością chorób dziecięcych organizm poradzi sobie dzięki naturalnym mechanizmom obronnym, wspieranymi przez twoje umiejętności, czułą uwagę i zdrowy rozsądek.
Zobacz na: Antybiotyki
Brudne sekrety przemysłu spożywczego – Sally Fallon Morell
Odżywianie vs Oczyszczanie organizmu – dr Nathasha Campbell McBride
LEKI… trzecia przyczyna śmierci w XXI wieku
Jatrogenia – choroby wywołane przez lekarzy
Jarosław Woroń: nie ma pacjentów, którym nie moglibyśmy zaszkodzić
Podręczniki medyczne o szczepionkach.
Kalendarz szczepień w XIX i XX wieku.
Medyczny monopol – Eustace Mullins
Przymus szczepień – historia szczepień obowiązkowych – Sherri Tenpenny
Moim zadaniem jest wkładać moc w wasze ręce, dawać moc wam – rodzicom, pacjentom, zwykłym ludziom – po to, żebyście wy mogli rządzić swoim zdrowiem. To wasz organizm, wasze zdrowie. Wy musicie rządzić. To jest wasza moc. To nie lekarz was leczy. To nie system medyczny was leczy. To nie władze. Leczy wasz własny organizm, a wy rządzicie własnym organizmem. Pamiętam, jak powiedziałam to na jednej z konferencji, w której uczestniczyło mnóstwo lekarzy. Jeden z nich wstał i powiedział:
„To jest dla nas nie do przyjęcia”.
Zatem trzeba być ostrożnym z medycyną głównego nurtu. To jest wasza moc i nigdy nie przekazujcie tej mocy od Boga nikomu innemu. Rządźcie własnymi dziećmi, rządźcie własnym zdrowiem i zdrowiem waszych rodzin. – dr Natasha Campbell-McBride
Rodzice i dziadkowie są mądrzejsi od lekarzy