Jest rok 1937. Węgierski biochemik Albert Szent- Gyorgyi (1893-1986) odbiera Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie kilka lat wcześniej kwasu heksuronowego zwanego inaczej witaminą C lub kwasem askorbinowym (od „anti-scorbutic” – działający przeciwszkorbutowo). Od tej pory ruszają na całym świecie doświadczenia naukowców z całego świata, chcących odkryć co takiego jeszcze oprócz zapobiegania szkorbutowi potrafi ta medyczna nowinka? Okazuje się, że witamina C potrafi bardzo wiele! To były niezmiernie ważne i można rzecz epokowe badania, bowiem mamy już wtedy pierwsze antybiotyki wyprodukowane z pleśni, lecz cały czas poszukiwano sposobu leczenia rozmaitych chorób (jak też i zapobiegania im), które byłyby jak najskuteczniejsze i jednocześnie jak najmniej toksyczne, głównie zaś chorób wirusowych, bo jak wiadomo antybiotyki w stosunku do wirusów nie są skuteczne. Czasopisma medyczne zaczynają w latach 40-tych pękać w szwach od publikacji związanych z nowo odkrytą substancją, którą ówcześni naukowcy byli autentycznie zafascynowani.
Jest rok 1948. Amerykański lekarz Frederick R. Klenner pracuje w szpitalu Annie Penn Memorial Hospital w Reidsville, w Północnej Karolinie (USA) gdy wybucha epidemia polio obejmująca cały stan. Do szpitala zaczynają się zgłaszać dziesiątki pacjentów z typowymi objawami. Dr Klenner musi dokonać wyboru: po zdiagnozowaniu odstawić chorych na polio pacjentów do centrum kwarantanny (skazując ich na pewne kalectwo) lub rozpocząć na własną rękę leczenie polio megadawkami witaminy C. Jako lekarz z powołania wybiera to drugie rozwiązanie. Już wcześniej leczył tego typu terapią pacjentów chorych na wirusowe zapalenie płuc odnosząc stuprocentowy sukces, więc… czemu nie spróbować z innym wirusem? Bingo! Po 72 godzinach terapii 60 pacjentów chorych na polio wróciło do domu, wszyscy zdrowi i wolni od polio.
Jest rok 1949, dnia 10 czerwca w Atlantic City odbywa się doroczny zjazd Stowarzyszenia Lekarzy Amerykańskich (AMA – American Medical Association). Dr Fred Klenner publicznie prezentuje swój raport na temat dokonanego przez niego podczas epidemii polio całkowitego wyleczenia 60 pacjentów terapią wysokich i często podawanych dawek witaminy C. Żaden ale to żaden z kolegów nie miał nic do powiedzenia, w żaden sposób nie ustosunkował się do wygłoszonego przez Klennera raportu. Nie zrażony tym Klenner miesiąc później, w lipcu 1949 publikuje dokument w czasopiśmie medycznym „Southern Medicine & Surgery”, niestety również bez echa.
Dzisiaj ten dokument (doprawdy wart aby ocalić go od zapomnienia) został przetłumaczony z języka angielskiego i dostępny jest dla każdego w języku polskim, plik można pobrać tutaj:
Raport Klennera.pdf
Ale jak to…uleczalne?!
No właśnie. Nie chcę być nieuprzejma, ale chyba ktoś tu nas od kilkudziesięciu lat robi ostro w konia. Każe się szczepić maleńkie dzieci głosząc, że jest to „najlepsza metoda” aby uniknąć na przykład polio, które jest podobno nieuleczalne i niechybnie skazuje na okrutne kalectwo, a nawet śmierć. Podobnie jest z innymi chorobami zakaźnymi: ze świnką, odrą, różyczką, grypą czy z Hepatitis -wirusowym zapaleniem wątroby potocznie zwaną „żółtaczką”. Wszystkie te choroby są ponoć nieuleczalne, bo na wirusy podobno lekarstwa jeszcze nie wynaleziono i dlatego „najlepiej się zaszczepić” jak mówią mass media przekazując opinię wyrażaną przez medyczne autorytety. Szkoda, że nie dodają, iż tak naprawdę wstrzykujemy sobie jakiś podejrzany płyn pełen neurotoksyn (sorry, inaczej się szczepionki wyprodukować nie da, taka jest technologia): metali ciężkich, konserwantów, obcych białek i grom wie jeszcze czego – zwyczajnie mówiąc trucizn wędrujących prosto do krwiobiegu i dostających się do naszych organów.
Co prawda powiązania szczepionek z epidemią gnębiących dzisiejsze społeczeństwa chorób (z czego najgłośniejszą była sprawa autyzmu) jak piszą media „nie stwierdzono”, lecz podobnie przecież nigdy nie stwierdzono, że długoterminowo szczepionki są bezpieczne. Tak naprawdę te preparaty są w użyciu za krótko więc logiczne jest, że nigdy nie były długoterminowo badane na wielu pokoleniach naszych przodków (np. nie mają badań pod kątem działania rakotwórczego). Tak naprawdę nikt nie ma bladego pojęcia jakie długoterminowo te preparaty wywołują skutki na przestrzeni pokoleń. To my w zasadzie (i nasi rodzice ewentualnie, a już na pewno nasze dzieci) jesteśmy tym pokoleniem szczurów doświadczalnych, uczciwie mówiąc.
Całkiem podobna sytuacja ma miejsce jeśli chodzi o kilka tysięcy dodatków do żywności: są „dopuszczone” przez odpowiednie instytucje, lecz tak naprawdę badań długoterminowych większość z nowoczesnych wynalazków NIE MA (np. syntetyczne słodziki) i tak naprawdę NIKT NIE WIE jak długoterminowo zachowa się ludzki organizm do którego wnętrza substancja się dostanie, ani czy i jak odbije się to na następnych pokoleniach. To będą wiedzieć może nasze prawnuki, o ile wyniki badań nie zostaną zamiecione pod dywan jak zrobiono to z raportem Klennera. Wszędzie w sprzedaży i to w wolnej sprzedaży, bez recepty, jest Paracetamol (Apap, Codipar, Efferalgan, Panadol, Tabcin itd.). Tak naprawdę NIKT NIE WIE na czym polega mechanizm jego działania, wyobrażacie sobie, że od 1955 roku kiedy został zsyntetyzowany, to jego mechanizm działania do dzisiaj nie został wyjaśniony? O działaniu na kolejne pokolenia nie wspomnę. Nie wiemy tego. Nikt nie wie! Co nie przeszkadza aby substancja była dostępna bez recepty, nawet w pobliskim spożywczaku i każdy wkłada to do gęby nie mając pojęcia co tak naprawdę wkłada 😉
Biznes jest bezlitosny, business is business 😉 Póki co zatem lepiej trzymać się od rzeczy nieprzebadanych na pokoleniach raczej z daleka. Uważam wkładanie do ciała nieprzebadanych na pokoleniach substancji (które w dodatku naturalnie nie występują w składzie mojego ciała) za naprawdę głupie! Odmawianie szczepionek moim zdaniem to nie jest „szerzenie ciemnoty”. To raczej propagowanie szczepionek jako jedynego dla nas zbawienia nim jest. Dlaczego? Raport Klennera burzy bowiem bezlitośnie ten obraz, który przez kilkadziesiąt ostatnich lat wypromowały media i autorytety.
W swoim raporcie Klenner opisuje detalicznie wszystkie przypadki jakie udało mu się wyleczyć megadawkami witaminy C różnych chorób uznanych za nieuleczalne. Okazuje się, że nieuleczalne one wcale nie są, jak zapewne wtajemniczeni wiedzą o tym, i to już od kilkudziesięciu lat. Co by jednak było, gdyby tej wiedzy nauczano powszechnie w szkołach medycznych, jak wtedy wyglądałaby nasza planeta, o ile zdrowsze byłyby nasze dzieci, ile istnień można byłoby uwolnić od niepotrzebnego cierpienia lub przed nim uchronić? Pomyśleć tylko, że każdy z 60 pacjentów dra Klennera chorych na polio po terapii witaminą C w odpowiednich (czyli powodujących pozytywną odpowiedź kliniczną) ilościach – wyszedł do domu zdrowiutki i wolny od polio w ciągu… 72 godzin. Polio jak się okazuje można wyleczyć w ciągu zaledwie 3 dni! Podobnie jak świnkę, odrę, grypę, żółtaczkę, zapalenie opon mózgowych oraz szereg innych chorób wywoływanych przez wirusy.
No tak, ale chwileczkę: przecież jest tyle badań mówiących, że witamina C nie ma żadnego wpływu nawet na banalne przeziębienie, a co dopiero na tak groźne choroby jak polio czy odra! W tym miejscu jednak biorąc pod uwagę obserwacje poczynione przez Klennera należy rozpatrzyć uważnie jedną kwestię, o której wiedzą (znów, niestety!) tylko wtajemniczeni, a mianowicie taką, że wszystkie dające negatywny wynik badania do tej pory opublikowane, mówiące, że „witamina C nie ma żadnego wpływu na choroby” są obarczone podstawowym błędem, a nawet dwoma:
1) Substancja nie była podawana w odpowiednio dużej ilości aby wywołać odpowiedź kliniczną
2) Substancja nie była podawana z częstotliwością pozwalającą na osiągnięcie stałego stężenia jej w plazmie
Podobnie jak stosuje się jakikolwiek lek np. banalną aspirynę: po parokrotnym polizaniu tabletki nie masz co liczyć na to, że symptom choroby minie. Musisz wziąć odpowiednio wysoką dawkę w odpowiedniej częstotliwości. W przypadku antybiotyku musisz też ponadto brać go przez jakiś czas dla pewności, nawet gdy nie masz już symptomów – tak samo zresztą zachowuje się witamina C, należy oprócz dawki uderzeniowej również przyjmować dla pewności dawki podtrzymujące.
Poza tym należy jeszcze zauważyć jedną rzecz: w przeciwieństwie do witaminy C ani aspiryna ani antybiotyk nie stanowią naturalnego składu Twojego ciała, nie są substancją witalną niezbędną do szeregu przemian biochemicznych zachodzących w ustroju. Gdy się stresujesz, palisz, masz infekcję lub jakiś uraz (np. oparzenie, operacja) Twoje zapasy witaminy C ulegają bardzo dramatycznie zmniejszeniu. Jeśli szybko ich nie uzupełnisz – system staje się podatny na zaburzenia, ponieważ witamina C jest niezbędna i potrzebna w naprawdę bardzo wielu przemianach biochemicznych w ustroju. Ten sam zresztą mechanizm ma miejsce w stosunku do innych witamin i minerałów.
Doprawdy niemądre jest kurczowe trzymanie się ilości RDA (wskazane dzienne spożycie) i jest to najprostsza droga do chorób wszelkiego typu: od kataru aż po nowotwory. Do ochrony przed szkorbutem wystarczy dzienne spożycie w ilości mieszczącej się na główce szpilki (60 mg), jednak nie ma co liczyć, że ta sama ilość uchroni przed zakażeniem wirusem odry lub przywróci zdrowie gdy już wirus się zdążył w ustroju rozgościć. A jaka ilość uchroni? O tym również pisze Klenner w swoim raporcie.
Można po przeczytaniu raportu dra Klennera mieć wątpliwości związane z formą podania witaminy (głównie pozajelitowo, choć zdarzało się doustnie), bo normalnie raczej robienie sobie zastrzyków z witaminy C nie wchodzi w grę w domowych warunkach. Na temat pozajelitowego podawania C napiszę w swoim czasie nieco więcej, jednak już teraz warto przypomnieć sobie o formie nieznanej za czasów dra Klennera, a mianowicie liposomalnej postaci witaminy C. A taką można wykonać w domu. Ponieważ ma ona wchłanialność porównywalną do podawanej pozajelitowo warto ją wypróbować, choćby przy okazji najbliższego przeziębienia, oznak zbliżającej się infekcji kataralnej lub rosnącej na wardze opryszczki (czego Wam rzecz jasna nie życzę).
Wielu genialnych ludzi zmieniło oblicze tej planety zadając sobie jedno bardzo ważne pytanie: „a co jeśli…?”. Gdyby Kopernik nie zadał sobie tego pytania do dzisiaj wierzylibyśmy, że to Ziemia jest centrum układu słonecznego. Gdyby Edison nie zadał sobie tego pytania do dzisiaj siedzielibyśmy przy świeczkach lub lampach naftowych. Gdyby Klenner nie zadał sobie tego pytania to zgodnie z obowiązującymi podówczas procedurami po zdiagnozowaniu 60 pacjentów z objawami polio odesłałby ich do ośrodka kwarantanny, gdzie narażeni byliby na dalsze cierpienia i kalectwo, a my nigdy nie dowiedzielibyśmy się jaki potencjał ma podawana w odpowiednio wysokich i częstych dawkach substancja, która oprócz bycia witaminą potrafi działać antybiotycznie i rozprawiać się skutecznie z drobnoustrojami, w tym wirusami (również wirusem AIDS, dr Klenner leczył pacjentów chorych na AIDS w początkach lat 80-tych, aż do swojej śmierci w 1984 r.).
Wszystkie pliki (w języku angielskim) z pracami naukowców i lekarzy odnośnie terapii megadawkami witaminy C w chorobach zakaźnych, psychiatrii, zatruciach, nowotworach, anemii, chorobach serca, cukrzycy, alergiach, astmie itd. znajdują się na witrynie: http://www.seanet.com/~alexs/ascorbate/
P.S. Starałam się solidnie tłumaczyć materiał z angielskiego. Gdyby jednak któryś z czytelników posiadał większą ode mnie znajomość terminologii medycznej w języku angielskim i odkryłby w moim tłumaczeniu jakiekolwiek nieścisłości lub błędy w stosunku do angielskiego oryginału, to bardzo proszę o sygnał. Zależy mi na udostępnieniu szerokiej publiczności jak najdokładniejszego tłumaczenia.
Źródło: http://www.akademiawitalnosci.pl/raport-klennera-czyli-czego-prawie-nikt-nie-wie-o-witaminie-c/